sobota, 27 kwietnia 2013

Chapter five

*Oczami Jasmine*
-Halo.. Dzień dobry.- Szturchnęłam lekko Natalię, mając nadzieję, że wybaczy mi to co wczoraj się stało. 
Przyjaciółka otworzyła oczy i przez kilka sekund wpatrywała się we mnie, ale za moment odwróciła wzrok w drugą stronę. Wiedziałam, że będzie obrażona, nawaliłam. Naprawdę strasznie, cieszę się jedynie z tego, że nie wygadała się moim rodzicom, bo by mnie zabili. 
-Przepraszam, okej? Nie chciałam żeby tak wyszło, musisz mi wybaczyć.. Zobacz, zrobiłam Ci Twoje ulubione śniadanie. Wiedziałam, że Nati uwielbia naleśniki z polewą truskawkową, gdyby mogła zajadałaby się nimi cały dzień. Musiała poczuć zapach przekąski, bo znowu odwróciła się w moją stronę, usiadła i posłała mi ciepły uśmiech. 
-Wybaczysz mi?- Zrobiłam minę szczeniaka lekko się przy tym uśmiechając. 
-Jazz.. Jasne, że tak, ale.. Nie chcę żeby to się powtórzyło!
-Oczywiście!- Przytuliłam ją mocno. 
-I przepraszam, że musiałaś sama wracać do domu... 
-Nie wracałam sama.- Wzięła gryza naleśnika nie patrząc na mnie nawet jednym okiem. 
-Jak to?- Spytałam zdziwiona, nie mając pojęcia kto mógłby się nią wczoraj zaopiekować.
-Justin to zrobił.- Na jej ustach wymalował się szeroki uśmiech. 
Przełknęłam głośno ślinę. Że Justin? Cholera! Przecież ją przed nim ostrzegałam, a ona mu zaufała. To chyba jakiś sen... 
-Czemu nic nie mówisz?- Nati spojrzała na mnie co wybiło mnie z moich przemyśleń. 
-Nie.. Nic, tylko.. Nati słuchaj, on.. On nie jest taki jak myślisz, bawi się dziewczynami na każdym kroku, rozumiesz? 
Przyjaciółka wywróciła oczami, chyba było już za późno na to, by mi uwierzyła. 
-Nie prawda.- Powiedziała stanowczo.- Nie znasz Go, znasz Go tylko z plotek, nie miałaś z nim bliższego kontaktu, nawet nigdy z nim nie rozmawiałaś więc skąd możesz wiedzieć jaki jest? To tylko plotki Jazz.. 
-Ale jesteś naiwna.- Parsknęłam głośno. 
-A ty nietolerancyjna. Obrażasz człowieka, którego nawet nie znasz.. 
-Znam Go! Na pewno lepiej od Ciebie!- Zaczynałam się lekko wkurzać na jej słowa, przecież chodziłam z nim już dwa lata do klasy. 
-Ach, naprawdę? To powiedz mi o nim coś.. Oprócz tego, że twoim zdaniem jest dziwkarzem.- Stanęła w progu drzwi i gotowa była wyjść. 
-No.. on..- Oblizałam nerwowo usta, nie wiedząc co powiedzieć, bo rzeczywiście nie wiedziałam o nim nic. 
-No właśnie.- Pokiwała głową. 
-Dziewczynki co tu się dzieje?- Naszą rozmowę przerwała moja mama wchodząca do pokoju. 
-Nic.. Tylko ktoś tu potyka się na opinii innych.- Moja przyjaciółka rzuciła szybko i wyszła z domu. 
Super, jeszcze mi tego brakowało, żeby być z nią skłócona. 

*Oczami Justina*
Bum.. Bum.. I kolejny huk! Jasny gwint, co się dzieje! Wstałem nerwowo z łóżka i otworzyłem drzwi. 
-No nareszcie! Ile można spać!- Do pokoju wbiegł uradowany Ryan rzucając się na moje niepościelone łóżko. 
-Weekend jest. Nie można?- Wywróciłem oczami siadając na fotelu i odpalając laptopa. 
-Ja powinien spać dłużej, jestem po imprezie, a ty... Właśnie! Gdzie ty wczoraj byłeś? 
-Nigdzie. 
Nienawidziłem kiedy zadawał mi te wszystkie głupie pytania, czułem się jak na komisariacie. Wiem, że był moim przyjacielem, ale to nie znaczy, że muszę mu wszystko mówić wtedy kiedy on tego chce. Nie jest moim ojcem. 
-Byłeś z tą dziewczyną, prawda?- Stanął nade mną uśmiechając się zadziornie. 
-Spadaj. No i co? Nie wolno mi? 
-Oczywiście, że wolno...- Kolejny raz rzucił się na moje łóżko.- I co robiliście? Masz kolejną panienkę do kolekcji co? 
Nie wytrzymałem, wstałem gwałtownie z miejsca i miałem ochotę mu przywalić. 
-Cholera!- Krzyknąłem.- Możesz przestać?! 
-Dobra, spokojnie...- Powiedział o wiele łagodniejszym tonem dziwiąc się mojej reakcji. 
Usiadłem obok niego i schowałem twarz w dłonie. 
-To.. Jaka ona jest? 
Podniosłem głowę, spojrzałem na niego i na samą myśl o tej dziewczynie mojego kąciki ust uniosły się ku górze. 
-Słodka.- Zaśmiałem się.- Śliczna, wrażliwa i ma najpiękniejsze oczy na świecie..- Opowiadając to zapatrzyłem się w mały punkcik na ścianie. 
-Wow. Ta laska rzeczywiście zawróciła Ci w głowie.- Głoś Ryana wyrwał mnie z moich marzeń. 
-Nie wiem, czy zawróciła.. Po prostu ona.. Podoba mi się. I tyle. Nie jestem pewny, czy wyszło by z tego coś więcej.- Przeczesałem dłonią swoje włosy wstając i podchodząc do szafy w celu znalezienia jakiś czystych ubrań. 
-Jeśli tego chcesz, jeśli naprawdę chcesz w końcu być w normalnym związku to Ci w tym pomogę. 
-Naprawdę?- Odwróciłem się w jego stronę oblizując dolną wargę. 
-Pewnie. Od czego są przyjaciele. Ale... Sam musisz się z nią najpierw umówić! 
Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc zabawnie głową. 
-Spróbuję.- Naciągnąłem na siebie fioletowy T-shirt i czarne spodnie. 
-Rozumiem, że zrobisz to dzisiaj?- Ryan podszedł do drzwi z czego wywnioskowałem, że chce już wyjść.
Wzruszyłem ramionami, a on wyszedł. Nie byłem pewien, że dzisiaj jest dobry pomysł, by zaprosić ją na.. randkę? Nie zapraszałem nigdy dziewczyny na prawdziwą randkę, jak już wiecie, nigdy nie byłem w prawdziwym związku, nie chciałem tego. Ale chyba nadszedł w moim życiu czas, by to zmienić. W duchu miałem nadzieję, że Nati to odmieni, strasznie tego chciałem, ona tak cholernie mi się podobała. 

*Oczami Natalii*
Miałam naprawdę serdecznie dosyć mojej przyjaciółki. Uważała się za nie wiadomo kogo tylko dlatego, że dwa lata chodzi z nim do klasy. Ale przecież to jej nie usprawiedliwia, nie zna Go. To moje ostateczne zdanie. Oczywiście ja też nie znam Justina, ale przynajmniej próbuję poznać, nie robię jak każdy. Czyli nie kieruję się plotkami. Szłam przez pobliskie uliczki trzymając w ręce jego bluzę. Najchętniej bym mu jej nie oddawała, ale cóż.. Jak mus to mus. Pachniała jego perfumami, które dopiero poznałam noc temu, ale już mi się spodobały i z ręką na sercu mogę stwierdzić, że ten chłopak umie o siebie zadbać. Wystarczy na niego spojrzeć.  Zawsze dobrze ubrany i uczesany, ideał chłopaka dla każdej dziewczyny. Chyba, że ktoś woli dresa, któremu ciężko się umyć raz na miesiąc. 
-Szkoda, że nie mam jego numeru telefonu.. Zadzwoniłabym do niego, spotkalibyśmy się..- Nie zdałam sobie sprawy z tego, że powiedziałam to na głos. Ludzie popatrzyli na mnie ze zdziwieniem na co ja tylko szeroko się uśmiechnęłam. Rozejrzałam się dookoła, na szczęście wiedziałam gdzie jestem. Często przychodziłam tu z rodzicami, na przeciwko mnie w końcu ukazał się mój ulubiony park, w którym zawsze ćwiczyłam z tatą. Łezka zakręciła mi się w oku. Chciałabym żeby to wszystko wróciło, byłam wtedy taka szczęśliwa... Nagle poczułam jak ktoś ciągnie za koniec niebieskiej bluzy, którą trzymałam w ręce. Odwróciłam się nerwowo w stronę tej osoby, ale szybko się uspokoiłam słodko się uśmiechając. 
-Cześć.- Justin uśmiechnął się szeroko i puścił mi oczko.
-Hej.- Odpowiedziałam nieśmiało odwzajemniając jego uśmiech. 
-Tęskniłaś?- Poruszył zabawnie brwiami przygryzając swoją dolną wargę. 
Czułam jak mole policzki zrobiły się różowe na co on słodko się zaśmiał i puścił mnie. 
-Co tutaj robisz?- Spytał. 
-Ja Cię szukałam.. Chciałam oddać Ci bluzę, pokłóciłam się z koleżanką i wyszłam..- Wbiłam wzrok w ziemię przypominając sobie aferę z Jasmine. 
-Ouu.. Znowu?- Skrzywił się.- Nieważne. Chodź, poprawi Ci się humor.- Pociągnął mnie za rękę w stronę parku. 
Za chwilę staliśmy już na środku zielonej trawy, której zapach uwielbiałam od małego. Coś pękło mi w sercu, nie było mnie tutaj od śmierci rodziców. Szczerze nie przypuszczałam, że kiedykolwiek się jeszcze tutaj pojawię. 
-Coś się stało?- Justin ścisnął mocniej moją dłoń. 
-Nie...- Otarłam ręką pierwszą łzę spływającą po moim rozpalonym od rumieńców policzku. 
-Widzę Nati...- Obrócił mnie w swoją stronę i spojrzał mi w oczy.- Możesz mi powiedzieć. 
-Po prostu...- Wzięłam głęboki wdech zastanawiając się przez chwilę, czy mu o tym mówić.- Przychodziłam tu często z rodzicami... 
-To czemu nadal tego nie robisz? Czemu tak boli Cię to miejsce?- Chłopak najwidoczniej nie załapał o co mi chodziło. 
-Oni nie żyją.- Wycedziłam szybko i zamknęłam oczy, które już były całe w łzach. 
-Przepraszam... Nie wiedziałem. Kur*wa. Przepraszam dobrze?- Przyciągnął mnie bliżej siebie i mocno przytulił, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Nie ukrywałam swojego płaczu, to było silniejsze ode mnie. Tęsknota za rodzicami zawsze była, jest i będzie silniejsza niż wszystko.
-W porządku...- Wyszeptałam.
-Usiądziemy, hmm?- Wskazał wolne miejsce na trawniku swoim kciukiem. 
Kiwnęłam głową i za chwilę siedzieliśmy na miejscu. 
-Nie myśl o tym.- Justin nadal się mi przyglądał.- Wiem jak to jest. Też straciłem kogoś bliskiego, mój dziadek był dla mnie wszystkim. Ale.. Poradziłem sobie z tym. Musisz pamiętać, że jutro jest nowy dzień i nie warto przejmować się przeszłością. Spójrz.- Spojrzał w niebo i ja za moment zrobiłam to samo.- Oni. Twoi rodzice i mój dziadek patrzą teraz na nas i na pewno nie chcą żebyśmy płakali. Chcą żebyśmy byli silni i korzystali z życia, które im zostało już zabrane. Oni nadal nas kochają i są.. Tutaj.- Przyłożył rękę do mojego serca i wytarł moją kolejną łzę. 
W duchu momentalnie zrobiło mi się lepiej. Jeszcze nikt nigdy nie mówił o moich zmarłych rodzicach tak pięknie jak on. Pomimo tego, że ich nie znał. To było niesamowite, a moja przyjaciółka widziała w nim tylko kogoś kto będzie chciał mnie wykorzystać. 
-Obiecasz mi coś? 
-Co takiego?- Spojrzałam na niego wycierając mokre oczy. 
-Obiecaj, że nie będziesz już płakała. Nie lubię kiedy płaczesz... O wiele śliczniej wyglądasz jak się uśmiechasz.- Puścił mi oczko. 
Wywróciłam zabawnie brwiami i cicho się zaśmiałam. Moja wskazówka humoru wznosiła się ku górze, kiedy był obok mnie. Mogłoby być tak już zawsze. Miałam wrażenie, że on jedyny rozumie mnie najlepiej ze wszystkich, nie mam pojęcia dlaczego tak było, znam go tak krótko, a już staje się kimś więcej niż zwykłym znajomym. 



No to co, na razie wszystko układa się kolorowo ;) Ale jak będzie dalej? Hę, no dowiecie się w swoim czasie jak potoczą się losy Natalii i Justina ^^ No to na razie <3

wtorek, 23 kwietnia 2013

Chapter four

*Oczami Justina*
-Wszystko okej?- Pomogłem dziewczynie otrzepać się z ziemi, na której przed chwilą leżała. 
Po chwili nieśmiało podniosła wzrok do góry patrząc na mnie.
-Tak, dzięki. Nic mi nie jest.
-Na pewno?- Schyliłem się lekko w dół, by móc spojrzeć jej w oczy.- Odprowadzić Cię do domu? Bo...- Podrapałem się po głowie.- Chyba nie chcesz już tam wracać?
-Moja przyjaciółka tam została.
-Em.. Okej to.. Chodź, pójdziemy po nią.- Wyciągnąłem rękę w jej stronę mając nadzieję, że ją złapie.
Uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy kiedy to zrobiła. Za moment byliśmy już w środku sali gdzie bawiło się kilkadziesiąt nastolatków, w całym tłumie dostrzegłem tego chłopaka, który próbował ją skrzywdzić. Miałem ochotę do niego podejść i porządnie mu natrzepać, ale jedyne co mnie powstrzymało to obecność Natalii, nie chciałem by na to patrzyła.
-Poczekasz? Pójdę jej poszukać.
-Jasne, będę tu stał.- Odsunąłem się kilka centymetrów w bok, przypatrując się jak znika w tłumie.

*Oczami Natalii*
Błądziłam pośród wszystkich dzieciaków ze szkoły już od kilkunastu minut i nigdzie nie mogłam znaleźć swojej przyjaciółki Jasmine. Stanęłam na chwilę na środku i miałam ochotę usiąść i płakać. Do tej pory nic nie układało się tak jak bym chciała. No chyba że to, że Justin obronił mnie przed tym pajacem, ale cała reszta... Porażka. Akurat teraz kiedy najbardziej potrzebowałam przyjaciółki ona musiała gdzieś zniknąć! Rozejrzałam się jeszcze raz w celu znalezienia jej. Na szczęście tym razem mi się udało, chociaż... Być może wcale to nie było takie szczęście. 
-Jazzy!- Szybko do niej podleciałam próbując z nią porozmawiać. 
-Co jest?!- Odepchnęła mnie i popatrzyła na mnie jak na wariatkę.- Znamy się? 
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Ona naprawdę mnie nie poznała? Co tu się dzieje?
-Jasmine, to ja.. Nati, twoja kumpela. 
-Coś Ci się chyba pomyliło, ja Cię nie znam!- Sięgnęła po jednego ze stojących tam drinków i odeszła ode mnie jak gdyby nigdy nic.
I znowu. Kolejny cios. Przymknęłam oczy, a z nich po raz drugi dzisiejszego wieczoru poleciały łzy. Wiedziałam, że jest pijana, ale nie sądziłam, że aż tak żeby nie poznać swojej przyjaciółki, którą zna od małego.. Oparłam się o stojący obok stół, podpierając się rękami. Miałam serdecznie dosyć tej imprezy i zaczęłam żałować, że w ogóle ruszyłam się z domu. Takie życie najwidoczniej nie jest dla mnie, ja powinnam siedzieć gdzieś daleko od ludzi w pokoju zamkniętym na klucz. 
-Tutaj jesteś.- Spojrzałam w prawo i ujrzałam podchodzącego do mnie Justina.- Martwiłem się już o Ciebie.. Hej co ty? Płaczesz?- Złapał moją rękę, którą zakrywałam lecące łzy i opuścił ją na dół.- Co się stało?
Machnęłam ręką ocierając kolejną łzę spływającą po moim policzku. 
-Odprowadzisz mnie do domu? Proszę..- Wyszeptałam cicho łkając. 
-Jasne, oczywiście, że tak. Chodźmy.- Położył rękę na moich plecach kierując nas w stronę drzwi. Wyszłam stamtąd jak najprędzej, nie chciałam dłużej tam przebywać. Stojąc już na dworze poczułam chłodny powiew wiatru otulający moją twarz. Odgarnęłam włosy na bok i podążyłam za Justinem, który otwierał furtkę. 
-Zimno Ci.- Spojrzał na mnie łagodzącym spojrzeniem.- Weź moją bluzę.- Ściągnął ją z siebie i założył kiedy nie zdążyłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
-Dzięki.. 
-Nie ma sprawy. To gdzie mieszkasz? 
-Niedaleko, kilka ulic stąd.- Uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę. 
-Tak w ogóle to.. Jestem Justin. Przepraszam, nie przedstawiłem się. 
Nie chciałam zdradzać mu tego, że wiem jak się nazywa, bo mogło to by być niezręczne. Pomyślałby, że jestem jakąś wariatką, która ma na jego punkcie świra. 
-Natalia. Ale.. Mów Nati. 
Uśmiechnął się do mnie ukazując przy tym szereg swoich śnieżno białych zębów. Cholera, on był w każdym calu taki perfekcyjny, zdawało mi się to być niedopuszczalne, no bo.. Jak można być tak idealnym? Jeśli chodzi oczywiście o wygląd zewnętrzny. 
-Przepraszam, że spytam, ale... Dlaczego wtedy płakałaś? Nie znalazłaś przyjaciółki? 
-Nie, nie.. Znalazłam ją, ale ona...- Urwałam i na samą myśl o jej zachowaniu zrobiło mi się na nowo smutno.- Strasznie się spiła i nie mogła mnie poznać.. 
Chłopak zatrzymał się ze zdziwienia i wpatrywał się we mnie, myśląc, że był to żart z mojej strony. 
-To.. To straszne, przykro mi.- Wybełkotał po chwili ciszy i znów zaczął iść. 
-Nie musisz.. Okej, tutaj mieszkam, to..- Odwróciłam się w jego stronę chcąc rzucić chociażby jakiś sztuczny uśmiech, ale nie udało mi się. Wszystkie wydarzenia z dzisiaj nie pozwoliły mi na to.- To cześć, dzięki, że mnie odprowadziłeś.- Nacisnęłam klamkę od drzwi. 
-Spoko.. Tak, to cześć.- Machnął ręką i udał się w drugą stronę, a ja po chwili weszłam do środka. 
Rodzice Jasmine na moje szczęście spali, bo nie wiem co by było gdyby dowiedzieli się, że do domu odprowadził mnie jakiś obcy chłopak w czasie kiedy ich córka ostro baluje, udałam się więc po cichu na górę, weszłam do łazienki i zamknęłam się na kluczyk. 
Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam w lustro, wyglądałam okropnie. Na twarzy byłam cała czarna od tuszu, który rozmazał mi się pod wpływem łez, a oczy były całe czerwone i spuchnięte od płaczu. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego Justin wciąż się do mnie uśmiechał, kiedy ja wyglądałam jak strach na wróble. 

*Oczami Justina*
Wybrałem numer do Ryana, nie byłem pewny czy ode mnie odbierze, ale chciałem chociaż spróbować. Ku mojemu zdziwieniu udało mi się do niego dodzwonić.
-Gdzie jesteś? 
-Na imprezie, wszędzie Cię szukam! Ty mi lepiej powiedz gdzie ty jesteś!- Próbował przekrzyczeć tłum nastolatków, ale średnio mu to wychodziło. 
-Ja idę już do domu, wiesz, sprawy z rodzicami.. 
-Jasne, jasne. Lepiej powiedz mi gdzie Cię tak nagle wywiało. 
-Emm..- Zacząłem się jąkać.- Wyjaśnię Ci wszystko jutro, na razie.- Nacisnąłem czerwoną słuchawkę kiedy byłem już pod drzwiami swojego domu. 
-Co to się stało, że wróciłeś przed czasem?- W progu przywitała mnie moja mama, która najwidoczniej czuwała kiedy wrócę. 
-No cóż.. Chciałem być grzecznym synkiem.- Zaśmiałem się.- A teraz pozwolisz.. Chcę się wykąpać. 
-Dobrze dobrze, idź. Justin.. 
-Tak?- Odwróciłem się na schodach, nasłuchując o co chciała zapytać. 
-Piłeś coś?
-Nie.- Sam zdziwiłem się swojej odpowiedzi, niemożliwe było to, że ja- Justin Bieber nie wypiłem nic na domówce. Ale mimo to mogę stwierdzić, że to był jeden z moich najlepszych dni w życiu.
-Okej... - Mama wróciła się do kuchni dając mi nareszcie wolność. 
Wszedłem do pokoju, wyciągnęłam z szafy czyste bokserki i poszedłem do łazienki. Przeczesałem dłonią włosy i rozebrałem się. Szybko wszedłem pod prysznic i pozwoliłem ciepłej wodzie spłynąć po moim ciele. Czułem, że tego mi było trzeba. Mogłem się rozluźnić i przemyśleć wszystko po swojemu. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie dziewczynę- Nati. Miała takie cholernie piękne oczy, w które mógłbym wpatrywać godzinami i na pewno by mi się to nie znudziło. 
-Cholera! Justin! Co ty wygadujesz..- W moich myślach jakby pojawił się mały diabełek, który był przeciwny temu żebym się zakochał. Potrząsnąłem głową otwierając szeroko oczy i wróciłem do rzeczywistości. 

Końcówkę trochę schrzaniłam, ale się już spieszyłam, bo mi mama zrzędzi żebym kompa wyłączyła XD przepraszam :* 


piątek, 19 kwietnia 2013

Chapter three

*Oczami Justina*
Za godzinę zaczynała się impreza, a ja przez cały dzień przeleżałem na łóżko i nie wychodziłem z pokoju. Nie miałem zbytnio humoru, więc miałem nadzieję, że to wieczorne wyjście jakoś to poprawi. Choć w sumie najlepiej poprawiłby mi humor powrót dziadka, ale to niestety niemożliwe. Tak, możecie się śmiać, ale to dlatego mój dzisiejszy dzień wygląda tak jak wygląda. Ale chyba nie ma nic dziwnego w tęsknocie za własnym dziadkiem? Jeśli komuś się to przytrafiło, pewnie zrozumie. Ale nie będę się teraz rozczulał nad swoim życiem, najwyższa pora w końcu się ubrać, nie pójdę tam przecież w samych bokserkach. Zwlekłem się niechętnie z łóżka i podszedłem do szafy. Było tak jak przewidywałem, w środku panował totalny chaos. Nie należałem do porządników i często wrzucałem wyprane ubrania tak po prostu na odwal się. W końcu jednak zdecydowałem się na biały t-shirt i niebieskie dżinsy, wciągnąłem wszystko na siebie, przeczesałem włosy i w zasadzie zostało mi tylko poinformowanie rodziców, że wychodzę. Nie wiedziałem czy im się to spodoba, ale jakoś będą musieli to przetrawić, w końcu nie wychodziłem nigdzie od dwóch tygodni. Poza tym nie jestem dzieckiem, nieraz chodziłem na takie zabawy, nic złego mi się stać nie może. 
-Wychodzisz gdzieś?- Usłyszałem surowy głos matki, kiedy sięgałem po swoją czarną skórzaną kurtkę. 
Odwróciłem powoli głowę i próbowałem zachować się spokojnie, by jak zwykle się z nią nie pokłócić.
-Tak. 
-O której wrócisz? 
-Boże... Mamo. Wciąż te same pytania... Nie wiem!- Krzyknąłem wyraźnie poirytowany jej troską. 
-Widzę Cię w domu o 2 jasne?- Uniosła brwi do góry patrząc na mnie poważnie.
Już chciałem zacząć odpyskowywać, ale zdałem sobie sprawę, że to niewiele da, a wręcz przeciwnie- skończy się na tym, że wcale nigdzie nie wyjdę. 
-Z kim idziesz?- Moja mama najwidoczniej chciała dalej bawić się w mini detektywa. 
-A z kim mogę iść? Z Ryanem i Johnnym... 
-Mhm... I co będziecie tam robić? 
-Mamo! 
Rzuciła mi groźne spojrzenie, ale nareszcie dała sobie spokój, odwróciła się na pięcie w stronę dużego pokoju, a ja spokojnie wyszedłem przed dom czekając na swojego kumpla. 
Nie trwało to długo, jedną z zalet Ryana była właśnie punktualność, którą strasznie w nim ceniłem, nie lubiłem zbyt długo czekać na ludzi. 
-Cześć stary.- Rzucił z daleka na co ja podszedłem już trochę bliżej. 
-Siema.- Przybiłem z nim piąteczkę, śmiejąc się pod nosem.
-To co, idziemy? 
-Ma się rozumieć. 
-Johnnego znów nie będzie.- Ryan przerwał panującą między nami chwilową ciszę. 
Wywróciłem oczami na samą myśl o tym, że pewnie Jego rodzice znów nie pozwolili mu wyjść, był rok młodszy od nas i ciężej było mu się gdziekolwiek wyrwać tym bardziej, że jego matka i ojciec twierdzili, że mamy na niego zły wpływ. Jak to kiedyś wykrzyczeli mi prosto w twarz "nasz syn przy tobie zrobił się strasznie chamski, nie tak go wychowaliśmy". Mhm... Stuprocentowa kulturka na pewno przez nich przemawia. A to ja narzekam na swoich rodziców. 
-A co z tą całą dziewczyną? Wymyśliłeś już jak ją poznać?- Spytał przyjaciel, kiedy prawie byliśmy pod domem organizatorki imprezy. 
Zdziwił mnie tym pytaniem, bo przez to całe zamieszanie z wyjściem, przez tą całą tęsknotą za dziadkiem zupełnie zapomniałem o osobie, która według Ryana zmiękczyła mi serce. Tak naprawdę nie wymyśliłem nic, nie będę planował nic specjalnego, bo wtedy nic z tego nie wychodzi. Najlepiej działać już, natychmiast, taki tryb życia prowadzę. 
-Wiesz.. Miejmy nadzieję, że zaszczyci nas dziś swoją obecnością tutaj.- Ryan zapukał do drzwi, a za chwilę otworzyła nam wysoka blondynka i wpuściła nas do środka. 
Od razu rozejrzałem się dookoła szukając Natalii, ale na pierwszy rzut oka nie widziałem jej. Szczerze to nawet nie wierzyłem zbytnio w to, że ją tu spotkam. Nie wyglądała mi na typ imprezowiczki, ale kto wie, pozory mogą mylić. 

*Oczami Natalii*
-Wyluzuj się Nati... Ślicznie wyglądasz, naprawdę wszystko będzie okej, jasne?-Jazzy stanęła przede mną łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
Nie odpowiedziałam jej, tylko lekko się uśmiechnęłam. Za bardzo nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, ale jedno było pewne- muszę zacząć się bawić jak na 18-latkę przystało, a tego wieczoru miałam zamiar zacząć realizować ten plan. Tak po prostu chciałabym przez te parę godzin zapomnieć o wszystkich smutkach w moim życiu i robić to na co mam ochotę. To był mój dzisiejszy cel. 
-Dobra, chodźmy już lepiej. - Pociągnęłam przyjaciółkę za rękę kiedy zdałam sobie sprawę, że stoimy w miejscu już od paru minut. 
Co prawda nie wiedziałam dokąd iść, ale Jasmine za chwilę przejęła stery i prowadziła. Cóż, mogę stwierdzić, że dom tej dziewczyny nie znajdował się daleko od naszego, zaledwie kilka ulic dalej. 
-Gotowa zmierzyć się z tyloma ludźmi?- Jas zaśmiała się pod nosem klikając w dzwonek domu. 
Wywróciłam zabawnie oczami i pokazałam jej język chcąc zachowywać się jak najbardziej naturalnie. Za moment wpuściła nas do siebie organizatorka uśmiechając się szeroko na nasz widok.
-Jazzy, fajnie, że wpadłaś.- Pocałowała ją w policzek, spoglądając na mnie.- A my się chyba nie znamy? Jestem Tini.- Dziewczyna podała mi swoją dłoń.
-Tak, cześć. Jestem Nati, miło poznać.- Skinęłam lekko głową ciepło się uśmiechając.
-No to zapraszam do środka.- Wskazała kciukiem na otwarte drzwi, przez które było już widać zgraję bawiących się nastolatków. 
Kiedy weszłam do środka zaparło mi dech w piersiach. Ta dziewczyna miała naprawdę wykopany w kosmos dom. A był taki wielki, że spokojnie zmieściłaby się w nim cała szkoła, i tyle chyba było tu ludzi.
-Poradzisz sobie?- Jasmine podeszła do mnie i położyła mi rękę na plecach.- Chcę iść się ze wszystkimi przywitać.
-Jasne, idź.- Nie zwróciłam na nią zbytnio uwagi, bo skupiałam się raczej na rozglądaniu się dookoła.
-Szukasz kogoś?- Spytała zauważając moją dekoncentrację. 
-Coo? Ja? Nie... Kogo niby miałabym szukać?- Machnęłam ręką na lewo i uniosłam brwi do góry.
-Hmm... No nie wiem... Może Justina?- Skrzyżowała ręce na piersi i przeniosła ciężar swojego ciała na prawą nogę przyglądając mi się z uwagą. 
-Przestań Jazzy... On mnie nie obchodzi okej?- Skłamałam, ale nie chciałam, by myślała, że ten chłopak mnie intrygował. Wczoraj już wyraźnie dała mi do zrozumienia to, że jest zwykłym chamem i nieuczuciowym kolesiem. 
-Jak chcesz. Ale pamiętaj, że ja Cię ostrzegałam!- Pokiwała mi palcem przed nosem i za chwilę znikła z mojego punktu widzenia zatapiając się w tłum tańczących dzieciaków. Nalałam sobie soku do szklanki próbując się trochę wyluzować, bo czułam się lekko skrępowana kiedy zostałam tak zupełenie sama na lodzie.
-Cześć śliczna.- Poczułam na swoich biodrach ręce oplatające mnie dookoła. 
Odwróciłam się gwałtownie w stronę tej osoby. Przede mną stał wysoki chłopak z lekko opuszczoną na bok grzywką i ze zniewalającym uśmiechem.
-Emm.. Hej?- Odpowiedziałam nieśmiało ściągając ze mnie jego ręce.
-Jestem Chris. Przepraszam...- Spojrzał na ręce odsuwające go ode mnie.- Nie powinienem. 
-Nie szkodzi....- Zaczerpnęłam powietrza czując jak moje policzki się rumienią, ja przecież tak dawno nie gadałam z żadnym chłopakiem.- Jestem Nati. 
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę nie zrywając z twarzy tego swojego łobuzerskiego uśmieszku, kiedy spytał, czy z nim zatańczę. Na początku lekko się zmieszałam, nie wiedząc, czy to wszystko wytrzymam. Bo jak dobrze zauważyliście, jestem dosyć nieśmiała. Po chwili zastanowienia zdecydowałam się jednak mu potowarzyszyć, do odważnych świat należy, prawda? W tle leciała piosenka ,,That should be me" jakiegoś amerykańskiego piosenkarza, szczerze naprawdę lubiłam tę piosenkę. Chłopak imieniem Chris złapał mnie lekko w pasie i przyciągnął do siebie poruszając mną w rytm lecącej muzyki. Nie bałam się Go tak jak na początku kiedy do mnie podszedł, teraz wydawał się być taki delikatny, czuły, jakby stworzony wprost dla mnie, ale nie miałam zamiaru robić sobie jakiejkolwiek nadziei, bo według mnie to strasznie dziecinne. Spotka mnie taki los jaki zaplanował dla mnie Bóg.
-Pójdziemy się przejść?- Chris złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy.
Wiedziałam, że nie powinnam się zgadzać. Tutaj byliśmy otoczeni przez tylu ludzi, że czułam się trochę bardziej komfortowo, a poza tym... Tak naprawdę wcale Go nie znałam i tak od razu mam z nim gdzieś wyjść o tej porze? Pewnie odmówiłabym gdyby nie te jego hipnotyzujące spojrzenie, które rzuciłoby na kolana każdą dziewczyną. Za chwilę wyszliśmy już na zewnątrz, nie wiedziałam dokąd mnie prowadzi, ale na szczęście nie było to daleko, zatrzymaliśmy się parę metrów dalej tak jakbyśmy znajdowali się w ogrodzie Tini. Wokół nas panowała głucha cisza poza muzyką, którą było słychać z domu. Znów poczułam to dziwne skrępowanie, które często przejmowało nade mną kontrolę. Nienawidziłam tego, chciałam to kontrolować i pozbyć się tego uczucia, które często wszystko psuło. Zaczęłam się lekko niepokoić, chciałam wracać do środka, ale chłopak ścisnął mnie mocno za rękę i oparł o duże drzewo rosnące na środku podwórka.
-Teraz już nie wrócisz.- Widziałam jak figlarnie się uśmiechnął i przygryzł swoją dolną wargę.
Serce przyspieszyło bicie, a ręce zaczęły mi się pocić. Dlaczego ktoś miałby mi rozkazywać co mam robić? To nie w porządku, ale on nie widział w tym nic złego. Nagle poczułam Jego chłodne dłonie pod swoją podkoszulką, na samo to uczucie zaczęłam się nerwowo kręcić co doprowadziło Go do szaleństwa, zaczął strasznie się denerwować i kazał się uspokoić. Boże, nie. To nie mogło się dziać naprawdę. Właśnie po raz pierwszy od dwóch lat wyszłam do ludzi i od razu ktoś musi mnie krzywdzić? Nie tak to sobie wyobrażałam! Jedyne czego pragnęłam to wrócenie do domu i zapomnienie o całej tej sytuacji. Chris zaczął się do mnie przybliżać, tak jakby chciał mnie pocałować, nawet nie pytając mnie o zdanie. Cóż, nie miałam nic innego do zrobienia, musiałam zacząć krzyczeć, choć nie byłam pewna, czy ktoś usłyszy mnie przez tę muzykę. Miałam rację, krzyknęłam raz i nic, krzyknęłam drugi raz- także nic. Wszyscy w środku świetnie się bawili, a do mnie przystawiał się jakiś debil, którego nie chciałam już znać.
-Zostaw mnie! Rozumiesz?!- Krzyczałam ile sił w gardle próbując wydostać się z jego objęć, ale na marne. Chłopak miał naprawdę mocny uścisk. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku, nie chciałam płakać, nie chciałam pokazać jaka jestem słaba. Ale niestety, rzeczywistości nie da się ukryć.
-Proszę...- Wyszeptałam przez łzy lecące teraz z moich oczu jak szalone.
Zaśmiał się na moją prośbę pod nosem i przywarł swoje usta do moich, odepchnęłam go mocno od siebie, ale jak zwykle zrobiłam to nie myśląc o konsekwencjach. Co ja sobie myślałam? Że jak go uderzę to da mi spokój? Jak zwykle, naiwna ja... Kiedy Chris nachylał się nade mną, by pocałować mnie drugi raz coś Go powstrzymało, upadł nagle na ziemię łapiąc się nerwowo za głowę.
-Zostaw ją cwelu!- Ktoś wykrzyczał mu to prosto w twarz co poskutkowało, bo chłopak bez żadnego zająknięcia wstał i wycofał się szybko z powrotem do środka. Kamień spadł mi z serca kiedy zobaczyłam, że w końcu znika mi z oczu.
-Nic Ci nie jest, wszystko ok?- Wybawca podszedł do mnie i pomógł wstać z ziemi, na którą upadłam parę chwil temu.
Nie widziałam Jego twarzy, nie widziałam kto to, ale byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że uratował mnie przed tym frajerem. Otarłam policzki całe zalane od łez, a na mojej twarzy pojawił się na nowo lekki uśmiech. 

Mało trochę akcji w tym rozdziale, ale nadrobi się to w kolejnym ;) Przepraszam za to, że tak długo nic nie dodawałam, ale tak to niestety będzie, bo w tygodniu rodzice niezbyt są zadowoleni z tego, że siadam do kompa... ;x No a żeby napisać nowy rozdział trzeba trochę posiedzieć, prawda? + Jak już mówiłam wcześniej, dziękuję za te słowa, które piszecie, to takie miłe, kiedy wiem, że ktoś to jednak czyta i kogoś to interesuje ;) ! 


niedziela, 14 kwietnia 2013

Chapter two

*Oczami Natalii*
Upłynęło kilka minut zanim wszyscy skończyli skupiać na mnie swoje oczy. Nie rozumiem co we mnie takiego interesującego, czy tylko mnie zdarzyło się spóźnić na lekcję? Nie sądzę... Może inni sobie z tym radzili, ale dla mnie to było za dużo. Nie znoszę kiedy ktoś za ostro zwraca na mnie uwagę. Czuję się wtedy jak jakiś mały ufoludek zlatujący prosto z nieba. Ale nic na to nie poradzę, że taka właśnie byłam, nieśmiała i najchętniej schowałabym się w kąt jak szara myszka. Ostatni raz kiedy dobrze się zabawiłam był te dwa lata temu, kiedy koledzy strasznie mnie upili, nie chcecie wiedzieć co wtedy robiłam... Czasami nawet chciałabym to powtórzyć, nie myślisz wtedy o niczym, robisz to co Ci się podoba i nie obchodzi Cię opinia innych, tak powinno być zawsze. W końcu odważyłam odwrócić głowę w kierunku Jasmine. Nasze wzroki szybko się spotkały, wyglądała na smutną, miała smętną minę. Szepnęła do mnie coś w stylu "sorry" na co ja wywróciłam oczami. Wiedziałam, że nie zostawiła mnie tam specjalnie, a jakby dłużej nad tym pomyśleć to sama postanowiłam uciec. Czasami naprawdę nie myślę nad swoimi czynami, działam szybko, najpierw robię, a potem myślę. Zanim kompletnie odwróciłam się w stronę tablicy zahaczyłam jeszcze wzrokiem o chłopaka siedzącego w rzędzie pod ścianą w ostatniej ławce. Wydawał się być strasznie znudzony lekcją, oblizywał swoje usta raz po razie głęboko wzdychając. Tak czy siak, w końcu chyba zorientował się, że przygląda mu się jakaś dziewczyna, bo spojrzał na mnie. Zanim się ocknęłam i speszyłam zdążyłam zauważyć jak posłał mi słodki uśmiech. Reszta lekcji upłynęła dosyć szybko, zresztą jak wszystkie następne. Nie ukrywam, że tylko na to czekałam. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego miejsca najlepiej nigdy tu nie wracając. Lecz wiedziałam, że teraz już nie ma odwrotu. Muszę tu chodzić, czy chcę czy nie chcę. Musiałam się zacząć przyzwyczajać. Według mojej przyjaciółki szło mi nawet całkiem nieźle, bo nie dawałam po sobie poznać, że coś ze mną nie tak i byłam miła. Zdążyłam dziś poznać już dwie osoby- dobrych kolegów Jasmine, Toma i Marię. Jak na pierwszy dzień wydawali się dosyć sympatyczni, ale chyba nie byli w moim stylu. 
-Naprawdę jestem z Ciebie dumna.- Jazzy poczochrała mi włosy, podając mi obiad przygotowany przez jej mamę.
-Dzięki..- Uśmiechnęłam się lekko, a w środku mnie coś zawirowało. To miłe, że naprawdę tak myślała.
-Mam sprawę.- Przyjaciółka usiadła na przeciwko mnie zanurzając łyżkę w zupie i spoglądając na mnie czekała na pozwolenie zadania pytania. -No więc... Wiem, że to może lekka przesada, ale....
-Ale...?- Spojrzałam na nią ciekawskim wzrokiem wymuszając od niej resztę zdania.
-Ale jutro jest impreza, otwarta. Dla wszystkich. Uważam, że powinnaś pójść.
Zajęło to chwilę zanim jej słowa całkowicie dotarły do mojego małego móżdżka, przeanalizowałam je i nie powiem, że nie byłam zainteresowana tą propozycją. Miałam zacząć wtapiać się w tłum i być taka jak wszyscy. A impreza to chyba dobry dowód na to, że jestem 18-latką taką samą jak inni. 
-Dobra, czemu nie. Może być fajnie.- Odpowiedziałam dopijając do końca swoją zupę. 
-Super! Wiedziałam, że się zgodzisz!- Jasmine podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła na co ja odpowiedziałam jej uśmiechem. 

*Oczami Ryana, najlepszego kumpla Justina*
-Nuda, nuda, nuda...- Przeglądałem kanały telewizyjne w celu znalezienia czegoś ciekawego, ale wszędzie tylko same powtórki. Hm.. Chyba za dużo czasu spędzam oglądając tv.
Moje jakże ciekawe zajęcia przerwał huk otwieranych drzwi.
-O kogo tu przywiało. Naszego szkolnego kujonka.- Zaśmiałem się kpiąco, siadając na kanapie.
-Zamknij się Ryan, nikt Cię nie pytał o zdanie.- Parsknął Justin siadając obok mnie.
-To mój dom, więc mogę sobie mówić co chcę, a ty trochę wyluzuj bo wydajesz się zbyt spięty.- Walnąłem go pięścią w ramię na co on tylko wywrócił oczami. Wydawał się trochę dziwny, jakby się czymś przejmował, ale nie chciałem oto pytać, bo otrzymałbym tylko nic nieznaczącą odpowiedź "nic". Odpuściłem i poszedłem do kuchni, by nalać do szklanki coli. Kiedy wróciłem Justin wygodnie leżał sobie na mojej kanapie jakby był u siebie.
-Nie wybierasz się do domu?- Spytałem strącając jego nogi na podłogę.
-Nie. Po co? Żeby znów słuchać jaki to jestem niedobry? Wrócę jak będę miał ochotę.
-Co Cię gryzie?- Wiem, że miałem Go o to nie pytać, ale ciekawość strasznie mnie zżerała, poza tym to był mój najlepszy kumpel, znamy się od piaskownicy, więc chyba miałem prawo wiedzieć. Już czekałem, aż odpowie, że nic, ale ku mojemu zdziwieniu chłopak wyprostował się i spojrzał w moją stronę trochę speszony.
-Nie no nic.. Brakuje mi jakiejś impry, tyle.- Wzruszył ramionami.- Ostatni raz byłem gdzieś dwa tygodnie temu, dla mnie to wieki, przecież wiesz.
-No to jutro odpracujesz. Nie słyszałeś? Ta bogata laska ze szkoły organizuje bibę dla wszystkich. Nasza obecność obowiązkowa!
Na Jego twarzy wymalował się łobuzerski uśmiech, wiedziałem o czym już myślał.
-Już nie możesz się doczekać, aż zabawisz się z jakąś dziewczyną, co?- Trąciłem go łokciem.
-Nie.- Odpowiedział chłodno.- Nie chcę już żyć w taki sposób.. Ja.. Ja chcę się zakochać, Ryan mówię poważnie.
Moje źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia, mój przyjaciel naprawdę myślał o miłości w taki sposób? Ten, który nigdy nie był w prawdziwym związku i dla którego to nie miało nigdy znaczenia? Coś musiało być na rzeczy, nie wymyśliłby sobie tego od tak.
-Dobra stary, to kto to taki? Kto Ci tak szalenie zawrócił w głowie?
-Nie znam jej. I wcale nie zawróciła mi w głowie, po prostu jak ją zobaczyłem to coś we mnie pękło, poczułem chęć do prawdziwej miłości. Nie wiem co się ze mną dzieje.
-W końcu zaczynasz myśleć normalnie. To się dzieje.- Wbiłem w niego wzrok.- A już myślałem, że to nigdy do Ciebie nie dotrze.
-Ta.. Dzięki.- Syknął tak samo chłodno jak parę minut temu.- Ale ja jej nie znam. Wiem tyle, że ma na imię Natalia.
-Cóż ja też jej nie znam, ale ktokolwiek to jest powinna dostać ode mnie kwiaty, że zmiękczyła serce takiemu twardzielowi jak ty.
Za chwilę pożałowałem swoich słów, bo dostałem niezłego strzała w tył głowy. Ale w głębi duszy cieszyłem się, że może w końcu odnajdzie jakieś prawdziwe szczęście. Kochało się w nim pół szkoły, ale mimo to nigdy nie miał dziewczyny. Uważał, że to jedynie strata czasu i uznawał tylko jednorazowe przygody, a dziewczyny zgadzały się na to chcąc pobyć blisko niego chociażby przez tę kilkanaście minut.

*Oczami Jasmine*
-Nati.. To, czy to?- Przymierzałam już chyba dziesiątą sukienkę na jutrzejszą imprezę. 
-Oooch Jazzy, już ci mówiłam. Ta beżowa najlepsza. 
Widziałam, że nudzę już tym swoją przyjaciółkę, więc ostatni raz przyłożyłam do siebie jej wybór, po czym posprzątałam wszystko i rozłożyłam się wygodnie obok niej. 
-I co tam?- Dźgnęłam ją paluszkiem w biodro zabawnie poruszając brwiami.- Opowiadaj jak tam wrażenia ze szkoły, bo teraz zdałam sobie sprawę, że jeszcze Cię o to nie zapytałam. 
-Po pierwsze.- Usiadła i spojrzała na mnie poważnym wzrokiem.- Nauczyciele są okropni! Nie wiem jak ty tyle wytrzymywałaś. 
Zaśmiałam się tylko pod nosem nie sprzeczając się z nią, bo dobrze wiedziałam, że w tej kwestii miała rację. Nasi nauczyciele byli najgorsi pod słońcem.
-Po drugie. Powiem Ci, że macie nawet dobre jedzenie.- Pomasowała się po brzuchu cicho chichocząc.- Po trzecie...- Przez chwilę się zacięła jakby nie wiedziała co dalej mówić.- Niektórzy ludzie to totalni frajerzy. 
Znów nie zaprzeczyłam, wiedziałam o tym doskonale. Na przykład Harry z 3d, totalny debil. Potrafi wybluzgać Cię za to, że wzięłaś sobie ostatnią kanapkę na którą miał ochotę. 
-Po czwarte.. Hmm.. Klasa jest nawet spoko. Dosyć mili ludzie.- Przechylała zabawnie głowę na boki oblizując usta. 
-Wow, nie sądziłam, że aż tyle mi opowiesz. Coś jeszcze?
-Nie...- Wyszeptała wlepiając wzrok w ścianę. 
-Hej! Nati!- Machnęłam jej ręką przed oczami na co ona szybko się ocknęła.
-Hmm? 
-Chyba jednak jest coś jeszcze.- Przymrużyłam oczy nie odrywając od niej wzroku.- Mów, no szybciutko. 
-No dobrze... To jedno małe pytanie...- Podrapała się po brwi i przełknęła głośno ślinę tak jakby miała zapytać o Bóg wie co.- Taki chłopak z naszej klasy... Wystrzyżony po bokach, włosy postawione na żel, spodnie nisko opuszczone, zawsze siedzi w ostatniej ławce... Jak się nazywa? 
-Pytasz mnie o Biebera? Ma na imię Justin, jest naszym szkolnym lovelaskiem, wszystkie dziewczyny w szkole za nim latają. Choć do tej pory nie rozumiem co one w nim widzą... Jest chamski i nie ma ani trochę szacunku.- Warknęłam na samą myśl o tym jak kiedyś przewrócił mnie i zrzucił winę na moją osobę twierdząc, że mam za wielki tyłek i nie mieszczę się na schodach.- Czemu o niego pytasz?
-A tak jakoś, po prostu byłam ciekawa. Ale widzę, że nie ma u Ciebie zbyt dobrej opinii... 
-On nie ma dobrej opinii u nikogo moja droga. No chyba, że poza tą bandą dziewczyn, która lata za nimi co przerwa. Wariatki. Ale Nati...- Spojrzałam na nią widząc, że tym razem wbiła wzrok w podłogę.- On Ci się nie podoba prawda? 
-Nie, co ty.- Wydawała się trochę speszona, ale często taka była, więc nie czepiłam się tego.- Ma mi się podobać ktoś kto według Ciebie jest chamski i nieprzyjacielski? To nie w moim stylu... Prawda?
Chciałam uwierzyć w każde jej słowo, ale było mi trudno. Widziałam po niej, że jednak zwróciła na niego większą uwagę niż na innych. Dobra okej, przyznam to, że koleś jest przystojny, ale na pewno nie jest odpowiedni dla mojej najlepszej przyjaciółki! 

*Oczami Justina*
Chciałem spędzić noc u Ryana, ale niestety.. Rodzice zaczęli wydzwaniać jak szaleni twierdząc, że tak strasznie się o mnie bali. Ludzie! Ja mam 19 lat, co może mi się stać. Naprawdę powinni przestać czepiać się mnie na każdym kroku o byle gówno. To strasznie irytujące. Siedziałem wkurzony w swoim pokoju, szukając sobie jakiegoś zajęcia, by się uspokoić. Trochę to potrwało, ale w końcu znalazłem coś co zawsze poprawia mi nastrój. Moja gitara. Gdybym mógł to chętnie wziąłbym z nią ślub. Ale cóż... To trochę takie... Nieludzkie. Wziąłem ją do ręki i kładąc sobie ją na kolana zacząłem brzdąkać własne melodie, które kiedyś wymyśliłem. To była moja pasja, której nie ujawniłem przed kumplami, bałem się, że mnie wyśmieją. Straciłbym opinię w szkole jeśli ludzie dowiedzieliby się, że w wolnym czasie gram na gitarze i śpiewam. Według nich byłoby to żałosne i dziecinne. Kiedy skończyłem grać rozłożyłem się wygodnie na łóżku wpatrując się w gwiazdki na suficie, które świeciły w ciemności. Przyczepiliśmy je razem z dziadkiem kiedy miałem 8 lat, teraz on nie żyje, a ja tylko strasznie za nim tęsknie. Był ważną osobą w moim życiu, rozumiał mnie jak nikt inny, ale niestety na każdego kiedyś przychodzi pora. Myślałem też o dziewczynie, Natalii. Dziwne, ale kiedy weszła dzisiaj do sali zobaczyłem w jej oczach coś czego nigdy nie widziałem u żadnej innej dziewczyny, zdecydowanie miała coś w sobie. Może Ryan miał rację, może powinienem zaczerpnąć miłości? Zobaczyć jak to jest... Ale co jeśli ona nie będzie miała ochoty wcale mnie poznawać, jej przyjaciółeczki pewnie wygadały jej już o mnie same najgorsze rzeczy, ale połowa z nich nie jest prawdą. Bo kto tak naprawdę mnie zna lepiej niż ja sam? 

Długi jakiś :o No ale to chyba lepiej niż miałby być strasznie króciutki prawda? :) Dziękuję za miłe słowa, które napisaliście pod pierwszym rozdziałem, jest mi naprawdę miło. To motywuje mnie do dalszego pisania. Następny rozdział pojawi się koło wtorku, tak myślę... Bo jutro szkoła i wiecie, będzie mi ciężej, bo rodzice się czepiają XD No cóż, a ja jak na razie zapraszam do dalszego oceniania moich wypocin, to dla mnie ważne, bo wtedy wiem, czy robię coś dobrze, czy nie :) 

sobota, 13 kwietnia 2013

Chapter one

*Oczami Jasmine, najlepszej przyjaciółki głównej bohaterki*
Przez cały dzień myślałam tylko o jutrzejszym dniu. Otóż jutro Natalia miała pojawić się pierwszy raz w szkole od dwóch lat. To był duży krok do przodu, nawet nie zdajecie sobie sprawy jak duży. Od dwóch lat nie wychodziła praktycznie z domu, bała się ludzi, nie rozmawiała z nikim innym prócz mnie i moich rodziców. A kiedy dziś rano zgodziła się nareszcie na szkołę poczułam jak coś we mnie pękło. To była radość, kochałam ją jak własną siostrę. Chciałam dla niej jak najlepiej, to oczywiste prawda? W głębi duszy strasznie się bałam tego jak sobie poradzi, a z drugiej strony byłam przekonana, że będzie wspaniale. Że znów zaczniemy żyć jak przed tymi dwoma latami, jak prawdziwe nastolatki bawiące się co weekend na domówkach u znajomych popijając po kryjomu przed rodzicami piwa etc.. Tak bardzo chciałabym żeby z naszego życia zniknęły wszystkie rozterki, wszystkie problemy. Wiem. Wiem, że to nie do końca realne, ale każdy krok do przodu jest dobry i każdy z nich ciągnie nas dalej w stronę normalnego życia. Zdaję sobie sprawę z tego, że rana Natalii pozostanie w jej sercu na zawsze, naprawdę strasznie mi jej szkoda. Nie wiem jak tak wspaniałej osóbce jak jej mogło przytrafić się takie okrucieństwo. Ona niczym sobie na to nie zasłużyła. Jest już wieczór co oznacza, że jeszcze kilkanaście godzin i wszystko się okaże. Nie mogę się już doczekać kiedy przedstawię ją moim koleżankom, kolegom.. O właśnie, dobrze by było gdyby Natalia znalazła sobie chłopaka! Miała by w kimś dodatkowe wsparcie.. Ale z jej podejściem do życia to może być trudne. Nie jestem do końca przekonana, czy pozwoli komuś w siebie "wejść" jeśli mogę użyć tego słowa. To znaczy.. Chodzi mi o to, czy pozwoli komuś się poznać, tak jak ja znam ją. Ale cóż... Do wszystkiego dojdziemy małymi kroczkami. 
,,Na razie się wspinam, ale widoki są ekstra."- Takim mottem życiowym od dzisiaj będziemy się posługiwać, nie wiem dlaczego, ale strasznie ono do mnie przemawia. Jest takie prawdziwe i nieoszukane. 
-Mamo, ja idę spać.- Ziewnęłam głośno, dając jej buziaka na dobranoc.
-Dobrze, śpij słodko. Jutro czeka Cię ciężki dzień.- Poklepała mnie po plecach jak chłopa.
-Mamo...- Wywróciłam oczami.- Nie strasz mnie, nie nastawiaj mnie negatywnie! Będzie dobrze, jasne?- Rzuciłam jej groźne spojrzenie.
-Dobrze, dobrze, ale... Chcę żebyś wiedziała, że musisz być na wszystko przygotowana. NA WSZYSTKO. Rozumiesz mnie?- Uśmiechnęła się ciepło w moją stronę.- Po prostu się martwię, i nie ukrywaj, że ty nie.
-Tak, tak.. Ja też się martwię. Ale staram się patrzeć na to pozytywnie, a nie narzucać z góry jak będzie.- Na mojej twarzy wymalował się grymas, który mama chyba zauważyła, bo już nic się nie odezwała i pozwoliła spokojnie odejść do sypialni. 

*Oczami Natalii, głównej bohaterki*
Leżałam nieruchomo na łóżku przez około piętnaście minut. Myślałam nad tym co powiedziała mi Jasmine. Wiem, że miała rację, że powinnam znów zacząć żyć jak prawdziwa nastolatka. Ale nie wiem czy pomysł ze szkołą jest dla mnie odpowiedni.. Boję się, że mnie nie zaakceptują, że będą się naśmiewać. Tym bardziej, że nigdy mnie tam nie widzieli. Co ja gadam... Nawet nigdy nie widzieli mnie w tym mieście. Ciężko będzie być tą "nową", to strasznie krępujące. Nie chcę iść do tej durnej szkoły, naprawdę.. Tak strasznie nie chcę. Zgodziłam się tylko ze względu na rodziców. Wiem, że chcieliby żebym była szczęśliwa i spełniała marzenia, chcę żeby patrzyli na mnie tam z góry i uśmiechali się. Tak bardzo chcę też żeby byli tu przy mnie... Pewnie zastanawiacie się co się z nimi stało. Cóż, ciężko mi o tym mówić, ale wypadałoby wyjaśnić... "To było dwa lata temu, miałam wtedy lat szesnaście. Cudowny wiek. Pamiętam, że w tym dniu miałam zawody pływacie i mieli się na nich pojawić właśnie oni-moi rodzice.. Jak się domyślacie nie pojawili się, ale mimo wszystko wygrałam konkurs. O wszystkim dowiedziałam się dopiero po wygranej. Podeszła do mnie Natalia cała zalana łzami, nie wiedząc jak mi o wszystkim powiedzieć. W końcu to z siebie wydusiła. Jechali tutaj, dla mnie. A los splatał im takiego okropnego figla... Przy skręcie w prawo tuż przy pływalni nieoczekiwanie na przeciw wyjechała ciężarówka, zakończyło się fatalnie, a mówiąc "fatalnie" mam na myśli ich śmierć. Po tych słowach, które wypowiedziała moja przyjaciółka wpadłam w histerię. Zaczęłam krzyczeć, szarpać się ze wszystkimi i szlochać tak głośno jak nigdy. Pamiętam, że serce waliło mi jak szalone jakby za chwilę miało wylecieć, a moje policzki były tak rozpalone, że można by było się od nich poparzyć. Uciekłam szybko do szatni siadając skulona na skrawku podłogi w kącie, płacząc niezmiernie bez przerwy. W tamtej chwili mój świat się zawalił, to tak jakby jakaś część mojego serca umarła, razem z nimi. Chciałam zniknąć, już nigdy się nie pojawić, już nigdy nie patrzeć w oczy tym, którzy widzieli jak zupełnie tracę nad sobą kontrolę. Nie życzę takiego uczucia nawet mojemu największemu wrogowi, to okropne. Ręce drżą ci jak szalone, z czoła spływa zimny pot. Masz wrażenie, że ktoś wyciął Ci jakiś głupi żart, że to tylko sen, albo wszystko z nimi jednak w porządku. Niestety, ale nie. Taka jest rzeczywistość, nie możesz już zmienić losu wydarzeń. Pytasz się Boga, dlaczego? Dlaczego akurat twoi rodzice.. Zupełnie tego nie rozumiesz, nie rozumiesz tego jak dwójka tak wspaniałych ludzi musiała tak fatalnie zniknąć z twojego życia, akurat wtedy kiedy najbardziej ich potrzebujesz. Nie rozumiesz i już nigdy nie zrozumiesz." 
Łzy spływają mi po policzkach do tej pory, kiedy tylko przypomnę sobie ten okropny dzień. 22 czerwca. Nienawidzę tego dnia, najchętniej wycięłabym tę datę z kalendarza nie musząc jej obchodzić. Chociaż w sumie tylko tego dnia mam wrażenie, że mogę z nimi porozmawiać. Siedzę nad ich grobem i mówię do nich, ludzie którzy obok mnie przechodzą pewnie uważają  mnie za wariatkę, ale mnie to nie obchodzi. W tym dniu liczę się tylko ja i oni. Nikt więcej. 
-Natalia?- Przez uchylone drzwi od pokoju swoją głowę wychyliła Jasmine.- Połóż się już, pamiętaj, że jutro szkoła.- Spróbowała posłać mi ciepły uśmiech, ale widziałam, że był on sztuczny. Bała się razem ze mną jutrzejszego dnia, ale nie mogła sobie wyobrazić mojego przejęcia. 
-Okej..- Odszepnęłam, kładąc swoją głowę na poduszce i nakrywając się kołdrą. 
Przez te emocje, które towarzyszyły mi przez cały dzień na samą myśl o pokazaniu się publicznie szybko zasnęłam.
*****************************
*Dzień szkoły, oczami Natalii*
Stałam już przed wielkimi drzwiami wejściowymi do szkoły, bałam się jak cholera. Czułam się mniej więcej trochę tak jakby ktoś zmuszał mnie do czegoś okropnego. Chociaż trochę tak było... To całe przyjście tu przecież nie było moim pomysłem.
-Gotowa?- Jasmine spojrzała na mnie, gładząc delikatnie moje plecy bym poczuła się trochę lepiej.
Westchnęłam cicho po czym niepewnie pokiwałam głową. W końcu to się stało, przekroczyłam próg szkoły, po raz pierwszy od dwóch lat. Rozglądałam się dookoła, wszystkie oczy były zwrócone w moją stronę, spodziewałam się tego. Tak dzieje się niestety za każdym razem kiedy do szkoły dochodzi ktoś nowy, a najczęściej kiedy tą osobą jest płeć żeńska. 
-Nie przejmuj się nimi..- Szepnęła mi przyjaciółka do ucha, a ja wzdrygnęłam się zupełnie się tego nie spodziewając. 
-Nie przejmuję.- Skłamałam. Tak naprawdę bardzo mi to przeszkadzało, czułam się jakbym miała coś na głowie, albo jak gdybym była najgorzej ubraną tu dziewczyną.
-Tu jest nasza klasa. Pierwszy mamy angielski.
Kiwnęłam głową, zbyt dużo dziś nie mówiłam. Zresztą.. Jak zawsze, taka już była, co na to poradzę? 
-Jasmine!- Nagle zobaczyłam szczupłego chłopaka zbliżającego się w naszą stronę. Miał na sobie czerwone spodnie, czarny podkoszulek i czarną czapkę. 
-No cześć Mark!- Jazz podeszła do niego i lekko się przytulili. 
Przytłaczało mnie to, nie znałam tego chłopaka, a ona tak po prostu zostawiła mnie na rogu nie zwracając uwagi na to jak się czuję. Nagle zrobiłam coś naprawdę głupiego, odeszłam z tego miejsca. I mogę z ręką na sercu przysiąc, że to największa głupota jaką popełniłam w życiu! A dlaczego? Dlatego, że potem przez następne piętnaście minut lekcji nie mogłam znaleźć drogi do klasy. Super. Pierwszy dzień w szkole i od razu taki przypał! Błądziłam po wszystkich korytarzach, ale bez celu. Szkoła była tak wielka, że nie sposób było ją ogarnąć w jeden dzień! Dałam sobie spokój, usiadłam pod ścianą i pozwoliłam moim łzom wypłynąć na wierzch. Dlaczego ja zawsze muszę coś popsuć, dlaczego... Chciałam dać sobie szansę, spróbować normalnie funkcjonować, ale mi chyba już nic nie pomoże..
-Przepraszam panienko, wszystko w porządku?- Usłyszałam niski głos mężczyzny stojącego nade mną. Był ubrany w czarny garnitur, a jego wąsy trzęsły się za każdym jego wypowiedzianym słowem. 
-Ja.. Ja tylko się zgubiłam.. Przepraszam, to mój pierwszy dzień..- Zaczęłam łkać.
-Dobrze, spokojnie.- Pogładził mnie po głowie.- Której sali szukasz? 
-E-234.
Uśmiechnął się i pokierował mnie w stronę, w którą miałam się udać. Teraz zostało mi tylko tam wejść, czyli najgorsze. Już sobie wyobrażam te wszystkie wzroki skupione na mnie... 

*Oczami Justina, głównego bohatera płci męskiej*
Znowu to samo. Ta baba potrafiła nieźle przynudzać. Nie wiem dlaczego, ale angielski był jednym z moich znienawidzonych przedmiotów. Poza tym.. Gdyby się nad tym zastanowić to nie znosiłem żadnego przedmiotu, dla mnie szkoła to totalna porażka, po co to komu. Pracę znajdzie się tak czy siak, i na pewno nie wykorzystam w niej wzoru na pole sześciokąta, czy prawa Archimedesa. Mówię... Totalna bzdura. 
Spojrzałem się na lewo. Siedziały tam dwie dziewczyny, pozwoliłem sobie podsłuchać o czym tak intensywnie rozmawiają. Nie było to trudne, bo słuch mam dobry, a one gadały naprawdę dosyć głośno.
-Panno Flores!- Wzdrygnąłem się na sam krzyk nauczycielki.- Czy możecie przestać rozmawiać?! Może macie coś do powiedzenia? W takim razie słuchamy!
Zaśmiałem się dosyć głośno, bo zwróciła uwagę i na mnie.
-A pan, panie Bieber? Co pana tak śmieszy? Zobaczymy, czy będzie panu do śmiechu kiedy wywołam pana tu na środek!- Wow, ta baba miała naprawdę kawał głosu, bo jej krzyk poniszczyłby chyba kilka szklanek. 
Parsknęłam sam do siebie tym razem cicho, by ta jędza tego nie usłyszała, bo dostałaby chyba białej gorączki, a ja nie potrzebowałem jeszcze problemów z dyrektorem. A wracając do tych dwóch nawijających dziewczyn. Taa.. Gadały o tym, że zgubiła jakąś inną. Żałosne. Jak można się zgubić w szkole, ta laska jest już dla mnie przekreślona mimo, że jej nie znam. 
-Bieber! Do tablicy!- Z moich rozmyśleń wybudził mnie znowu ten przeraźliwy krzyk.
Niechętnie i powoli wstałem z krzesła i pokierowałem się do przodu.
-I podciągnij te spodnie! 
-Co, nie podnieca Cię mój tyłek?- Ta, i w tym momencie ugryzłem się w język. Przekląłem sam siebie, modląc się, by odebrała to jako żart. Ku mojemu zdziwieniu nic się nie odezwała tylko kazała wykonać zadanie na tablicy. Wykonałem je bez problemu, nie sprawiało mi to trudności, więc może to dlatego tak strasznie nudziłem się na jej lekcjach. Wracając do ławki podciągnąłem wysoko spodnie, by zrobić jej na złość. Pokiwała tylko głową i nadal nic nie powiedziała. Miała chyba dość kłótni ze mną, które zdarzały się praktycznie co lekcja. Co zrobić, taki już byłem. Czasami nie potrafię nad sobą zapanować. Już wyciągałem telefon, by poserfować trochę w internecie, gdy nagle drzwi od klasy otworzyły się. Podniosłem gwałtownie wzrok i przełknąłem głośno ślinę szybko chowając telefon do kieszeni. Stała w nich niezbyt wysoka dziewczyna o długich lekko kręconych brąz włosach. Wyglądała trochę tak jakby płakała, ale i to jej nie zaszkodziło, bo i tak wyglądała przepięknie. Czekałem, aż tylko wydusi z siebie jedno słowo, by móc usłyszeć jej głos.
-Przepraszam, ja... Ja się zgubiłam.- Podeszła do wolnej ławki i usiadła w niej, chcąc by wszystkie wzroki skierowanie na nią skupiły się na czymś innym.


Param-pa-pa-pam, to mamy pierwszy rozdział. Według mnie jak na pierwszy trochę się nawet rozpisałam, aczkolwiek ciężko mi było to wszystko zacząć. Koncepcja jest, ale czasami brakuje słów XD Uważam jednak, że im dalej tym lepiej ^^ Jeśli już to czytasz to miło by było gdybyś zostawił tam na dole swoją opinię, bo naprawdę mi na niej zależy ;)

środa, 10 kwietnia 2013

Prolog

,,... Tik tak, tik tak, tik tak... Życie upływa Ci tak szybko, zanim się obejrzysz a kończysz już 18 lat, lecz w środku jesteś nadal małą dziewczynką wołająca o pomoc, próbującą się wydostać. Patrzysz na ludzi, na ludzi szczęśliwych. Mających prawdziwą rodzinę, dużo pieniędzy, wielu przyjaciół i wielką miłość. A Ty? Ty nie masz rodziny już od tylu lat, jesteś na utrzymaniu rodziców kogo innego, masz jedną prawdziwą przyjaciółkę, a obok brakuje Twojej drugiej połówki. Przygnębiające, czyż nie? Siedzisz bezczynnie na fotelu, gapiąc się cały dzień w telewizor, od czasu do czasu przeczytawszy jakąś ciekawą książkę i twierdzisz, że taki los zesłał na Ciebie Bóg. Że tak ma być i nie zmienisz tego, bo się nie da. Hmm.. Nie da się? Kiedyś usłyszałam słowa jak "nigdy nie mów nigdy", które naprawdę motywują... Motywują do dążenia za marzeniami, do osiągania swoich celów. Czasami warto wstać, wyjść z domu i dać swojemu życiu drugą szansę, jakby na nowo się urodzić. Zacząć żyć od nowa, poznawać nowych ludzi, a przede wszystkim poznać samego siebie. Kim tak naprawdę się jest, co chce się w życiu robić, nauczyć się żyć tak, by być szczęśliwym. Sądzisz, że zamykając się w sobie osiągniesz coś w życiu? Nie. I nie pomoże Ci w tym nawet najlepsza przyjaciółka, której starania prędzej, czy później się nie zdadzą. Kiedyś w końcu przyjdzie czas, że odejdzie. Założy rodzinę, będzie miała dzieci, a Ty? Ty zostaniesz sam jak palec, siedząc w domu i posłusznie czekając na swoją śmierć. Bez wspominania swych młodych lat, bez wspominania wszystkich przygód. Chyba, że zaliczymy do tego ciągłe oglądanie telewizji. Uwierz, że warto, naprawdę warto poznać swoje prawdziwe oblicze, jeśli przytrafiło Ci się w życiu coś niemiłego, twoi rodzice się rozwiedli, czy jak w moim przypadku... Umarli. Nie ważne co się stało, życie jest tylko jedno i należy z niego korzystać, bo zanim się obejrzysz, a to będzie już koniec. Wiem, że moi rodzice chcieliby bym była szczęśliwa, bym spełniała marzenia, bym była kochana przez drugą osobą, chcieliby dla mnie jak najlepiej. Zrozumiałam to, naprawdę. Szkoda tylko, że dopiero po paru latach, ale najwidoczniej musiałam trafić na odpowiednią osobę.. Która pokaże mi czym jest miłość, radość, łapanie każdej możliwej chwili... Nie zamykaj się w sobie, uwolnij się. No już, teraz!" ~ Natalia Shirley.


,,Znowu to samo. Przestań na nas wywracać oczami, zacznij się nas słuchać.. Nienawidzę tych wszystkich rozkazów ze strony rodziców, jestem już dorosły, sam mogę decydować o swoim życiu. Ale nie mogę im tego powiedzieć, bo w przeciwnym razie oni każą mi się spakować i się wynosić, tak-witam w moim świecie. Chciałbym znaleźć sobie takie miejsce na ziemi w którym byłbym tylko ja... Nikt więcej, ewentualnie moje małe oczko w głowie, którego nie posiadam. Dziewczyny za mną nie przepadają, bo jestem podobno pyskaty i chamski. Co za bzdury! Ale szczerze mówiąc, przez te 19 lat nie znalazłem kogoś takiego kto przyciągnął moją uwagę, nadal czekam. Czekam na tę chwilę w życiu kiedy mój żołądek wywróci się do góry nogami, a motylki w brzuchu będą chciały wylecieć. Kiedy już znajdę tę osobę obiecuję sobie, że się stąd wyniosę! Chcę zrobić to jak najszybciej, nie zniosę już dłuższego mieszkania z rodzicami! Wielu ludzi twierdzi, że to okropne chcąc się pozbyć swojej rodziny, ale... Ja nie chcę się ich pozbywać, chcę żeby byli, żeby się do mnie odzywali, jedyne czego nie chcę to ich ciągłego wtrącania się w moje sprawy i rozkazywania mi co mam robić. I jeśli ktoś mi teraz powie, że kiedykolwiek za tym zatęsknię to bez żalu i wyrzutów sumienia Go wyśmieję, znam Siebie, wiem czego chcę i wiem za czym nie będę tęsknił, a za czym tak. A właśnie.. Czego chcę oprócz zbyt wielkiego angażowanie się rodziców w moje życie? Miłości.. Wszyscy moi kumple już tego doświadczyli. Nie to, że nigdy się nie całowałem i tego typu rzeczy, bo robiłem to dużo razy na imprezach, ale to nigdy nie było nic więcej, traktowałem to jako zabawę, wiecie jak to jest. Cóż, teraz muszę już kończyć tą swoją jakże cudowną przemowę, a dlaczego? Tak, tak... Rodzice... Nie wiem czego tym razem ode mnie chcą."- Justin Bieber

~ AlaWuu