piątek, 24 maja 2013

Chapter nine

*Justin*
Dopiero co się obudziłem, a wszystko dookoła zaczęło mnie już denerwować. Promienie słoneczne waliły mi ostro w oczy, przez co nie mogłem normalnie rozejrzeć się po pokoju. Jedyne co widziałem to białe smugi. Jednak w pokoju było coś co dostrzegałem doskonale. Mocno niebieska sukienka Natalii była w tym wypadku do zauważenia. Na sam widok swojej dziewczyny humor wrócił mi momentalnie. Uśmiechnąłem się mimowolnie i przetarłem zaspane oczy. Jednym i szybkim ruchem przyciągnąłem ją do siebie, składając na jej policzku soczystego buziaka. 
-Dawno nie śpisz?- Odgarnąłem kosmyk włosów z jej oczu. 
-Nie, wstałam przed chwilą. Ubrałam się no i... 
-Mogłaś mnie obudzić, nic by się nie stało skarbie.- Zbliżyłem swoje czoło do jej, muskając przy tym delikatnie jej usta. 
Nati westchnęła cicho, mając nadzieję, że wcale tego nie słyszałem. 
-Co się dzieje? I proszę...- Rzuciłem jej dosyć zaniepokojone spojrzenia.- Proszę nie zbywaj mnie odpowiedzią, że nic.. 
Głucha cisza zapadła między nami, która doprowadzała mnie do szaleństwa. Dopiero co się pogodziliśmy, jesteśmy razem, a teraz na nowo wszystko ma się popsuć? A może wcale nie chodzi o mnie? Dlatego chciałem jak najszybciej dowiedzieć się co ją trapi, przecież mam do tego pełne prawo. 
-Nic nie powiesz?- Spytałem lekko obrażonym tonem.- A myślałem, że wszystko między nami będzie już dobrze..
-Justin..- Wyszeptała, wplatając swoje palce w moje włosy, co sprawiło, że momentalnie trochę się uspokoiłem.- Nie chodzi o nas. Tylko o mnie. 
Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc nawet od czego zacząć myśleć, bo w tym momencie nic nie przychodziło mi do głowy, co mogłoby wyjaśniać "Tylko o mnie." 
-W takim razie co z Tobą nie tak? 
Natalia nadal unikała odpowiedzi na moje dzisiejsze pytania, przeczesała dłonią swoje włosy, podeszła do okna i zachowywała się jakby wcale mnie tu nie było. Przeszła przeze zarówno fala złości jak i współczucia i troski, dobijał mnie fakt, że własna dziewczyna nie chce powiedzieć mi o co chodzi. A byłem pewien, że możemy już sobie mówić co leży nam na sercu, bez względu na wszystko. 
-Nati...- Bez zastanowienia podszedłem do niej szybko, objąłem ją w pasie i musnąłem jej szyję.- Powiedz mi, proszę. 
Dziewczyna odwróciła się przodem do mnie, owijając dłonie wokół mojego karku.  
-Nadal czekam.- Spojrzałem jej w oczy, dając do zrozumienia, że przestaje mnie bawić ta cała gierka. 
-Jezu Justin.. Ale jesteś uparty.- Wywróciła oczami, denerwowało mnie to, ale nie chciałem teraz nic mówić.- Nie mam gdzie mieszkać. Tyle Ci wystarcza?- Wyrwała się z moich objęć i ponownie zajęła miejsce na jeszcze niepościelonym łóżku. 
-Nie mam gdzie mieszkać.- Powtórzyłem te słowa sam do siebie.- Że co? 
Nie ukryję tego, że byłem lekko zdziwiony i zmieszany. Zdziwiony, bo do tej pory cieszyła się mieszkaniem ze swoją przyjaciółką, a zmieszany, bo nie bardzo wiedziałem co mam w takiej sytuacji zrobić. Nie miałem żadnego własnego mieszkania, gdybym miał to bez zastanawiania się kazałbym jej zamieszkać u mnie. 
-Misia...- Usiadłem obok niej, kładąc dłoń na jej nodze.- Opowiedz mi o tym, nie bój się mnie i nie wstydź. 
-Pokłóciłam się z moimi dotychczasowymi domownikami. Nie akceptują Cię i uważają, że tylko się mną zabawisz. Może... Może też zbyt agresywnie zareagowałam, ale nie mogę wiecznie słuchać ich opinii na twój temat, to doprowadza mnie do szału!- Wyrzuciła nerwowo ręce w powietrze, robiąc przy tym głęboki wdech.- I jeszcze... Jasmine.. Ona.. Wypomniała mi to, że nie mam matki i to po prostu, to bolało...- Oczy zaszkliły jej się, więc wiedziałem jaki będzie tego skutek. Nie chciałem do tego doprowadzić, nie chciałem żeby płakała, tak strasznie tego nienawidziłem! 
-I rozumiem, że nie chcesz tam przez najbliższy czas wracać? 
Pokiwała twierdząco głową i wytarła łzę, która spłynęła jej po policzku. Ryan. On mieszka sam. W tej sytuacji to było jedyne możliwe wyjście, ale nie pozwolę żeby moja dziewczyna zamieszkała sama w domu z moim najlepszym kumplem. 
-Mam pomysł, chcesz go usłyszeć, hm?- Wziąłem ją na kolana i uśmiechnąłem się ciepło. Nie odpowiadała, co uznałem za znak, żebym mówił dalej.- Zamieszkamy u Ryana. Mieszka sam. Trochę towarzystwa mu nie zaszkodzi. 
-Nie, co ty... On się na pewno nie zgodzi, nie..- Pokręciła głową, na co tylko się zaśmiałem. 
-Spokojnie. Zgodzi się. Nie ma innego wyjścia. Znamy się od małego, zrobiłby dla mnie wszystko. Nie masz się o co martwić, tylko idź dzisiaj po swoje rzeczy i załatwione. 
-A masz zamiar mu o tym powiedzieć? 
-Oczywiście. Będę musiał z nim to obgadać. 
-Ale...- Najwidoczniej Nati znowu chciała zacząć zaprzeczać. 
-Cii.- Przytknąłem jej palec do ust.- Nie ma żadnych ale, okej? Chcę tylko Ci pomóc. Nie panikuj, będzie dobrze. 

*Natalia*
Pomysł Justin'a z jednej strony wydawał się być świetny, ale z drugiej... Czułam, że będzie trochę niezręcznie. Ufałam mu, to jasne. Większym problemem dla mnie był jego przyjaciel Ryan. Właściwie nic o nim nie wiem, a on o mnie. I tak nagle mamy w trójkę zamieszkać w jednym mieszkaniu? Może człowiek o zdrowych zmysłach nie zgodziłby się, ale ostatnio coraz częściej myślę, że straciłam rozum. Uciekam z domu, kłócę się z przyjaciółką i jej rodziną, przychodzę na noc do chłopaka, którego nie znam. Czegoś bardziej szalonego już nie mogę zrobić. Tak więc, jak na razie postanowiłam opuścić dotychczasowy dom i zamieszkać z chłopakami, jak na razie nie na długo, pewnie kiedyś w końcu znajdę coś własnego. 
-Psst, skarbie.- Ktoś chwycił moją dłoń i pociągnął do tyłu. 
-Justin! Nie rób tego więcej.- Uderzyłam go lekko w klatkę piersiową, a za moment zaśmiałam się pod nosem z tego jak bardzo mnie wystraszył. 
-Spokojnie, to tylko ja. Nie bój się, nikt nie czyha na twoje życie.- Wytknął koniuszek języka w moją stronę, na co ja zabawnie wywróciłam oczami.- Zresztą nie ważne.. Chcę z Tobą pogadać.
Po chwili usiedliśmy oboje na krzesełkach rozstawionych w kuchni. 
-Rozmawiałem z Ryan'em. 
Zakręciło mi się lekko w żołądku na samą myśl o tym, miałam wrażenie, że on jednak nie zgodził się na to byśmy mu potowarzyszyli. 
-Iii?- Wydawałam się dosyć niespokojna i chciałam jak najszybciej usłyszeć zadowalającą mnie odpowiedź.
-No.. Wiesz...- Odwrócił wzrok w drugą stronę i podrapał się po karku, cicho wzdychając. 
-Justin! 
Spojrzał na mnie z niezbyt zadowoloną miną i przygryzł nerwowo wargi, a ja ponownie wywróciłam oczami. Tym razem nie dla zabawy, ale ze zirytowania. 
-On.... 
-On? Justin cholera, powiedz to wreszcie, a nie trzymasz mnie w takiej niepewności!-Niespodziewanie wybuchnęłam złością, uderzając nerwowo dłonią w stół. 
-Zgodził się! Zgodził się kochanie! I nie denerwuj się tak, chciałem Cię tylko troszkę poprzedrzeźniać.- Podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie. 
-Nie było wcale śmiesznie.
-Przepraszam..- Wyszeptał, składając na moich ustach namiętny pocałunek. 
Uśmiechnęłam się mimowolnie, nie umiałam się na niego gniewać. Miał w sobie coś co od razu sprawiało, że potrafiłam mu szybko wybaczyć. Każde jego słowo, jego dotyk, sprawiało, że czułam się o niebo lepiej. 
-Więc plan jest taki.- Wyjął z górnej szafki szklankę i nalał sobie pomarańczowego soku.- Że.. Ja i on pójdziemy za chwilę do niego, by przygotować dla Ciebie jakąś szafę, cokolwiek, a Ty..- Upił łyk soku, oblizując przy tym usta.- Musisz iść po swoje rzeczy do tej swojej przyjaciółeczki, a potem przyjdziesz pod adres, który wyślę Ci sms'em, dobrze? 
Powiem szczerze, że niezbyt podobał mi się jego pomysł, ale po rzeczy musiałam iść tak czy inaczej, nie ominęłoby mnie to. 
-A nie możesz iść tam ze mną? Nie chcę sama...
-Chciałbym, ale nie mogę. Poza tym.. Jasmine.. Tak ma na imię prawda? Sama mówiłaś, że niezbyt mnie lubi, nie będę się jeszcze bardziej narażał. 
Westchnęłam głośno, machając nogami, które uderzały z lekkim hałasem o ścianę. 
-Hej..- Pogładził kciukiem mój policzek.- Nie martw się, będzie okej. Nawet z nią nie rozmawiaj. Zrób po prostu to co masz zrobić i wyjdź. Nie możesz wszystkim się tak martwić, skarbie.. 
-Tak.. Tak, wiem. Dobrze, niech będzie tak jak mówisz.-Wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową.
*******************
Serce waliło mi dosyć mocno, mimo słów Justin'a i tak strasznie bałam się spotkania ze swoją przyjaciółką. Mam z nią nie rozmawiać? A co jeśli spyta gdzie się wybieram, co mam zamiar dalej zrobić? Według zaleceń mojego chłopaka powinnam milczeć, ale niestety typ człowieka ze mnie uparty i na moje nieszczęście na pewno niepotrzebnie się odezwę i wywołam kolejną kłótnię. Stałam już przed dobrze znanymi mi drzwiami, nie zawahałam się i gwałtownie pociągnęłam za klamkę wchodząc do środka. Im szybciej zabiorę stąd moje rzeczy tym lepiej dla mnie, nie będę musiała więcej cierpieć. Starałam się być tak cicho jak tylko potrafię, powoli przeszłam dosyć długim korytarzem i udałam się do kręconych schodów. Niepewnie stawiałam kolejne kroki, modląc się, by nikt nie wiedział, że tu jestem. Tak by było najlepiej. Wchodzę, pakuję rzeczy i wychodzę. Nikt nie wie, że tu byłam i wszyscy są szczęśliwi. Pchnęłam drzwi od swojego dawnego pokoju i już się w nim znajdowałam. Na widok całego wystroju pomieszczenia zrobiło mi się smutno.
-Będzie mi tego brakować.- Powiedziałam sama do siebie i podeszłam do luksusowej brązowej komody. Ku mojemu zdziwieniu była pusta, wszystko zniknęło. Zaczęłam zastanawiać się co jest grane, gdzie podziały się wszystkie moje ciuchy?
-Tak myślałam, że dzisiaj Cię tu zobaczę.- Usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos Jasmine. Niechętnie odwróciłam się w jej stronę, zaciskając dłonie w pięści. Byłam na nią za wszystko strasznie wściekła.
-Gdzie moje rzeczy?- Spytałam stanowczo, wkładając dłonie do kieszeni jeansów.
-Zadbałam o to i sama Ci je spakowałam, żebyś nie musiała się za bardzo trudzić.- Wskazała ręką na czarną walizkę stojącą w kącie pokoju. Ruszyłam ku niej i złapałam za jej metalową rączkę.
-Będziesz mieszkać z tym wariatem? Nieźle się staczasz..
Przełknęłam głośno ślinę, normalnie już zaczęłabym się z nią kłócić, ale teraz nie miałam na to ani ochoty, ani czasu. Przeszłam obok niej obojętnie i poczęłam schodzić po schodach. Kiedy chciałam już wyjść na zewnątrz zatrzymała mnie ta sama osoba.
-I jeszcze jedno.- Spojrzała na mnie twardo.- Nie przychodź do mnie za tydzień z płaczem, że ten dureń Cię zranił, bo ja Ci na pewno nie pomogę.
Miałam nadzieję, że to już wszystko co miała do powiedzenia, więc postawiłam nogę za próg mieszkania i udałam się w stronę furtki. Wyciągnęłam telefon komórkowy, by sprawdzić jeszcze raz adres, który wysłał mi Justin. Skręciłam w lewo, było już dosyć ciemno co przyprawiało mnie o dreszcze. Ciemność była jednym z moich lęków, być może dlatego, że naoglądałam się za dużo horrorów. Siedząc przez dwa lata w domu człowiek może stać się niezłym krytykiem filmowym, obejrzałam chyba wszystkie najbardziej polecane hity. Dookoła było strasznie cicho, słychać było tylko stukot kółek mojej walizki, którą ciągnęłam po ziemi. Domy na szczęście były oświetlone, więc bez problemu trafię na miejsce. Numer 45, numer 45... To niezły kawałek stąd, ale dam radę. Muszę być silna i przestać bać się wszystkiego. W pewnej chwili usłyszałam głos, który wcale nie przypominał odgłosu wydawanego przez plastikowe kółeczka walizki. Odwróciłam się gwałtownie do tyłu, a przed oczami mignęła mi tylko czarna postać, która najwidoczniej schowała się szybko w pobliskie krzaki. Serce przyspieszyło bicie, a ręce zaczęły mi się pocić. Przymknęłam lekko oczy i wypuściłam z ust powietrze, po czym przyspieszyłam kroku, modląc się, by dom Ryan'a za chwilę mi się ukazał. Za sobą nadal słyszałam kroki, były wolne, ale przyprawiały mnie o drgawki. Postanowiłam trochę wyluzować, może to zwykły zbieg okoliczności, może ta postać po prostu idzie w tym samym kierunku co ja? Ale nie... Ja muszę myśleć, że to morderca, który chce mnie zaatakować. Nienawidzę swoich czarnych scenariuszy kłębiących się w moich myślach. W końcu. Kamień spadł mi z serca, kiedy zobaczyłam mały beżowy domek stojący na przeciwko mnie, a na nim przyczepioną tabliczkę z numerkiem "45". Dotarłam na miejsce, cała i zdrowa. Mogłam naprawdę odetchnąć z ulgą. Bez zastanowienie ruszyłam żwawo w stronę drzwi wejściowych, ale na chwilę jeszcze odwróciłam się do tyłu. Czarna postać przystanęła na chwilę i patrzyła na mnie przez moment, lecz za moment zniknęła mi z pola widzenia.
-Jesteś nareszcie!- Na zewnątrz wyleciał uradowany Justin, rozkładając ręce na mój widok, podeszłam do niego i mocno się przytuliłam.

*Justin*
-Już się martwiliśmy, że nie możesz trafić.- Zaśmiałem się, trzymając Natalię za rękę. 
-Bardzo śmieszne, nie rób ze mnie takiej gapy!
Wywróciłem zabawnie oczami, widząc jak Ryan ruszał brwiami w moją stronę, wskazując przy tym dyskretnie pokój znajdujący się po prawo. 
-To chodź. Pokażę Ci twój pokój.- Ruszyłem w wybraną stronę, a moja dziewczyna podążyła za mną. Starałem się jak mogłem, przygotowując jej tutaj swoje małe miejsce, mając nadzieję, że jej się spodoba. 
-Może być? 
-Pewnie. Jest super.- Uśmiechnęła się do mnie szeroko i musnęła mój policzek. Rozglądała się dookoła przed dobrą minutę, ale cały czas na jej twarzy gościł uśmiech, co sprawiło, że od razu poczułem się lepiej. 
-To dziś Ci już nie przeszkadzam, wyśpij się dobrze.- Puściłem jej oczko i chwyciłem za okrągłą klamkę od drzwi. 
-Justin..- Odwróciłem się, Nati stała niewinnie na środku pokoju z niezbyt wyraźną miną.- Zostań ze mną.. 
-Jesteś pewna?- Zacząłem zbliżać się do niej powoli, a kąciki moich ust powędrowały ku górze, kiedy już miałem ją w swoich objęciach. 
-Tak, jak nigdy.
Pchnąłem ją na łóżku, wywołując tym u niej cichy chichot, a po chwili nachyliłem się nad nią przygryzając swoją dolną wargę. Owinęła ręce wokół mojej szyi i przyciągnęła bliżej siebie. Dosyć pewnie złączyłem nasze usta, otrzymując w zamian cichy jęk. Ścisnąłem delikatnie jej pośladki tym samym wsuwając swój język do jej ust. Nati wplotła dłonie w moje włosy, ciągnąc lekko za ich końce co jeszcze bardziej mnie podniecało. Za chwilę delikatnie przejechałem ustami wokół jej szyi, którą za chwilę odchyliła do tyłu. Ścisnąłem mocniej jeden z jej pośladków, przez co uniosła się gwałtownie do góry, ocierając się o moje krocze. 
-Kurwa, Nati..- Wyszeptałem cicho, czując jak moje podniecenie rośnie z sekundy na sekundkę. Nie chciałem tego teraz, nie w tym momencie. Natalię chciałem traktować poważnie, znacznie poważniej, niż wszyscy mogą sobie wyobrazić. Gdybyśmy zrobili to tej nocy po okolicy zaczęłyby chodzić plotki o tym, że jestem z nią tylko dla jednego i ją wykorzystuje, a za żadne skarby świata nie chciałem żeby dotarły do niej takie informacje. Nagle usłyszeliśmy głośny huk, zupełnie jakby ktoś rzucił kamykiem o ścianę domu. Zerwaliśmy się obydwoje nerwowo, próbując odgadnąć skąd dochodził hałas. Zauważyłem dziwny niepokój w oczach swojej dziewczyny.
-Co się stało? 
-Hm? Nie, nie.. Nic.- Próbowała się uśmiechnąć, ale słabo jej to wychodziło. 
-Nati... 
-No dobrze.- Wywróciła oczami i wzruszyła swoimi ramionami.- Po prostu.. Jak tutaj szłam to miałam wrażenie, że ktoś... Mnie śledzi. 
Zaśmiałem się cicho, posyłając jej szeroki uśmiech. 
-Na pewno Ci się wydawało, skarbie.- Objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło. 
Szybko jednak zmieniłem zdanie, kiedy usłyszałem wibracje w kieszeni spodni. Wyciągnąłem komórkę. 
Od "nieznany". Otworzyłem wiadomość, a mój żołądek wywrócił się do góry nogami. 
"Całkiem niezła ta twoja dziewczyna. Tylko trochę lepiej jej pilnuj." 

Kolejny *-* Brawo ja, hę ;d Od razu odpowiadam, że nie wiem kiedy pojawi się następny, po prostu wtedy kiedy będę miała czas! ;) Przepraszam z powtórzenia, bo wiem, że się pojawiały, ale nie miałam już głowy do wymyślania słów, które je zastąpią. PRZEPRASZAM ^^

 <--- Haha, rozwala mnie ten gif o.O xD

wtorek, 14 maja 2013

Chapter eight

*Oczami Ryana*
Cała sprawa z boku nie wyglądała zbyt dobrze. Justin był wystarczająco zły, a widok Natalii w domu u Johnny'ego wyprowadził go z równowagi. W Jego oczach było widać złość, która za chwilę ogarnęła całe jego ciało. Wiedział jednak, że musi się opanować, nie chciał mieć żadnych nieprzyjemności. 
-Justin, lepiej już chodźmy..- Uważałem, że to jak na razie najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. 
-Nie.
Wywróciłem znacząco oczami, mogłem spodziewać się takiej reakcji. Cały czas stał i patrzył na dziewczynę jak na obrazek, ona też nie ruszyła się jeszcze z miejsca. Co mogli czuć? Nie mam pojęcia, ale na pewno przeszło ich ogromne zdziwienie, bo jestem pewien, że nie spodziewali się siebie tutaj nawzajem. 
-Okej...-Johnny przeszedł po pokoju i spojrzał na nas wszystkich.- Ktoś mi wyjaśni co tu się dzieje? 
Zauważyłem jak Justin rzucił w jego stronę niezbyt miłe spojrzenie, i to mnie w nim drażniło. Przecież w życiu wszystko da się racjonalnie wyjaśnić. Ale jak zwykle jak to zawsze bywa, nikt nie chciał dopuścić mnie do słowa, więc postanowiłem usiąść na boku i przyglądać się dalszemu rozwojowi problemu. 

*Oczami Natalii*
Czułam jak kubek, który trzymałam w dłoniach wyślizguje mi się z nich. Jeszcze moment i rozpryskał by się na podłodze na małe kawałeczki, zupełnie jak moje serce kilka lat temu. Albo i nawet jak moje serce w tej chwili. Widok Justina, tutaj, u Johnny'ego w domu przyprawiał mnie o dreszcze. W głowie nie mogłam pomieścić tego, że oni są przyjaciółmi, że się znają. 
-Możesz mi wyjaśnić co u niego robisz..?- Wskazał dłonią na Johnny'ego, ale był dosyć spokojny, co dawało mi większą pewność siebie. 
-A Ciebie co to interesuje? Twoja blondyneczka już Cię nie chce?- Odważyłam się w końcu zrobić krok do przodu i teraz stałam kilka centymetrów przed nim. 
-To nie jest tak jak myślisz...
-Och, czyżby? To jest dokładnie tak jak myślę!- I jakim prawem on kłamał mi prosto w oczy? Musiał być w tym całkiem dobry.
-DAJ MU TO WYJAŚNIĆ!- Do naszej rozmowy wtrącił się jego przyjaciel, o ile dobrze zdołałam zapamiętać-Ryan. 
Wzrok każdego z nas od razu skierował się w jego stronę, kąciki ust Justina uniosły się lekko do góry, dziękując w ten sposób przyjacielowi. Zrobiło mi się trochę głupio, że nie dopuściłam Go do słowa, osądzając go z góry, nie pytając o wyjaśnienia. 
-Dobrze..-Wyszeptałam lekko zmieszana i zajęłam miejsce przy stole, dając dojść do słowa chłopakowi. 
Justin przeczesał ręką swoje włosy, zakręcił się nerwowo w kółko i usiadł obok mnie. 
-Po pierwsze..- Spojrzał na mnie troskliwym wzrokiem, a za chwilę przeniósł wzrok na Johnny'ego.- Ta "blondyneczka" to Jego była dziewczyna.- Kiwnął na niego głową. Po drugie NIC mnie z nią nie łączy.- Jego wyraźny nacisk na słowo "nic" zrobił na mnie lekkie wrażenia, tak jakby chciał pokazać, że mu na mnie... zależy? 
-Po trzecie.. I ostatnie.. Spotkałem się z nią, bo ten mały drań nie chciał mieć już z nią nic wspólnego, a ja miałem ją spławić, bo komuś brakuje jaj i nie potrafi sobie sam poradzić!-Wyrzucił ręce w powietrze i głośno westchnął. 
Odwróciłam się w stronę czarnowłosego chłopaka. 
-To prawda? To wszystko co on mówi? 
-No...-Pociągnął za końcówki swoich włosów, a ja widziałam, że ucieka ode mnie wzrokiem.- Tak. Tak to prawda. Ale nie miałem pojęcia, że wy się znacie, przysięgam... 
Ta cała sytuacja wydawała się dla mnie chora. Jeden wielki przypadek? Najwidoczniej tak, ale raczej jeden super mega wielki przypadek. Było mi głupio za moje zachowanie. Nie powinnam Go tam wtedy zostawiać, powinnam dać mu to wyjaśnić od razu. A teraz tylko wszystko zagmatwało się bardziej, i co ja miałam myśleć? Wierzyłam mu. Jego słowa były naprawdę szczere i złapały mnie za serce. Ale co teraz się z nami stanie? Można by było o tym wszystkim zapomnieć i zacząć żyć tak jakby to nigdy się nie wydarzyło, tylko nie byłam pewna czy będę tak potrafiła. Jestem takim typem człowieka, że potrafię mieć naprawdę ogromne wyrzuty sumienia, a one będą mnie dręczyły na pewno przez następne kilka dni. Jestem egoistką. Totalną. 
-Przepraszam na chwilę..- W kieszeni od spodni poczułam wibrację, sięgnęłam po telefon i udałam się do drugiego pokoju. 
JASMINE. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, wiedziałam, że muszę z nią porozmawiać, ale nie wiem czy chciałam to zrobić teraz. Zajęło mi chwilę zanim zastanowiłam się nad tym co zrobić, ale w końcu postanowiłam odebrać. 
-Halo?- Po naciśnięciu zielonej słuchawki przyłożyłam telefon do ucha. 
-Gdzie jesteś?! 
-Dzwonisz do mnie tylko po to, by znów robić mi wyrzuty? To lepiej sobie daruj, nie mam teraz na to ochoty... 
-Nie. Przepraszam, moja mama po prostu się martwi. 
-Tylko ona?
-Tak. Bo ja i tak wiem, że jesteś u NIEGO.- Usłyszałam w jej głosie drwinę i od razu miałam ochotę rzucić urządzeniem o ścianę. Tak strasznie mnie to drażniło. 
-Tym razem nie zgadłaś. Pudło.
-W takim razie gdzie jesteś?- Miałam wrażenie, że interesowało ją tylko to gdzie jestem, po co i z kim, a nie to, czy ze mną wszystko w porządku i czy nic mi nie jest. 
-Nie ważne. To wszystko? 
-Nie, nie uważasz, że musimy pogadać? 
-A czy nie powiedziałaś wszystkiego wczoraj? Wydawało mi się, że tak. 
-Nie.. Po prostu nie toleruję tego, że się z nim spotykasz. Ale nasza przyjaźń chyba nie musi na tym ucierpieć? 
-Nie tolerujesz tego?- Zakpiłam, kręcąc głową z nerwów.- W takim razie powiedz mi... Jak my mamy się przyjaźnić skoro ty nie potrafisz zaakceptować mojego wyboru? Nawet nie wiesz jak mi wtedy przykro, kiedy mówisz na niego wszystkie te złe rzeczy.. Przyjaciółki, prawdziwe przyjaciółki, one powinny..- W moich oczach zaczęły pojawiać się drobne łzy.- Powinny się wspierać i szanować w sobie wszystko. Nawet jeśli postanowiłabym zrobić coś totalnie głupiego, ty powinnaś stać obok mnie i to zaakceptować. Ale nie... Ty wolisz wytykać mi każdy błąd, wiesz... On zaczął pokazywać mi, że życie potrafi być kolorowe, a ty zaczynasz mi je przyciemniać.. 
-Nie zgodzę się z Tobą. 
-Trudno. W takim razie nie spodziewaj się mnie w domu szybko, na razie.- Zrobiłam to. Rozłączyłam się. Wiem, że gdybym tak nie postąpiła to pewnie za chwilę byśmy się pogodziły, a ja choć raz w życiu chciałam postąpić tak jak podpowiadało mi serce. A serce mówiło mi, że nie warto przyjaźnić się z kimś takim jak Jazzy. 

*Oczami Justina*
Większość rzeczy wracała z powrotem do normy. W każdym bądź razie pogodziłem się z Johnny'm, wyjaśniliśmy sobie wszystko, przeprosił mnie, ja Jego. Nie miałam już do niego nic, kiedy wyjaśnił mi dlaczego u niego spała. Skoro nie miała się gdzie podziać to w sumie nawet cieszę się, że przygarnął ją mój kumpel, a nie jakiś obcy facet, którego nie znam. Przynajmniej wiem, że tej nocy nie mogła stać się jej krzywda, bo tego bym chyba nie przeżył. A dokładniej co będzie teraz ze mną i Nati? Nie mam pojęcia, bo niby mnie wysłuchała i wszystko jest pięknie, ale nie wiem co o tym wszystkim myśli. Poszła kilkanaście minut temu do drugiego pokoju i nadal nie wyszła, czy to możliwe, że tak długo z kimś rozmawia? Tak, znów zacząłem się martwić. 
-Zaraz wracam.- Postanowiłem do niej pójść, co ma być to będzie, przecież do odważnych świat należy. Musiałem wykonać pierwszy krok. 
-Ouu.. No dawaj, dawaj!- Ryan i Johnny zaczęli się ze mnie nabijać, na co tylko wywróciłem oczami. Nie miałem czasu na to, by się teraz z nimi wykłócać o tak mało istotne rzeczy. 
Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. Nati leżała na łóżku z podkurczonymi nogami. Nie wyglądała zbyt dobrze, skręciło mnie w żołądku na ten widok. Nie chciałem żeby kiedykolwiek się smuciła, chciałem być lekiem na jej złe dni. 
-Wszystko...okej?- Usiadłem na skrawu łóżka, a dziewczyna natychmiast podniosła się do góry. Przetarła swoją lewą ręką oczy i zamrugała kilka razy. Płakała. Chciała to ukryć, ale nie wyszło jej. Może inni, by tego nie zauważyli, ale dla mnie była zbyt ważna, bym tego nie zobaczył. 
-Nie płacz, proszę...- Przysunąłem ją do siebie i objąłem ją ramieniem.- Co się stało, słońce?- Uniosłem jej podbródek lekko do góry i spojrzałem w oczy. Były cudowne nawet kiedy były zapłakane. 
-Nienawidzę świata, wiesz..?-Wyszeptała cicho łkając. 
-Nie mów tak.- Zaczesałem jej za ucho kosmyk włosów opadający na oczy.- Świat jest piękny, trzeba tylko to w nim dostrzec.
-Wcale nie... Świat mnie nienawidzi, los robi mi wiecznie na złość.. 
-To nie jest tak jak mówisz. Los może i sprawia Ci wiele przykrości, ale przez to stajesz się silniejsza. Nie czujesz tego? Za każdym razem musisz wtedy przeciwstawić się złym wydarzeniom i iść do przodu, to w pewnym stopniu cechuje twój charakter, stajesz się niezwyciężona i kiedyś w pewnym momencie staniesz się nie do zniszczenia, będziesz mocna i pokażesz życiu, że ty też potrafisz. 
Nati uśmiechnęła się lekko, co wywołało w moim brzuchu stado motyli. 
-Jak ty to wszystko pozytywnie potrafisz dostrzec. Opowiadasz o tym tak naturalnie, jak Ci się to udaje? 
Zaśmiałem się pod nosem i uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę. 
-Tylko Ty sprawiasz, że potrafię otworzyć swoje serce i wydobyć z niego wszystkie najszczersze informacje. Sądzisz, że opowiadałem tak komuś jeszcze? Bzdura.. Nie potrafiłbym.- Przejechałem kciukiem po jej policzku. 
-Co chcesz przez to powiedzieć? 
-Chcę powiedzieć, że.. Odkąd się znamy, a trwa to bardzo krótko, zmieniłem się. Wiesz.. Stałem się tak jakby trochę lepszym człowiekiem. Zacząłem zauważać rzeczy, których nigdy przedtem nie zauważałem i które nie miały dla mnie najmniejszego znaczenia. A jeśli nie wierzysz to spytaj chociażby Ryana, on doskonale mnie zna. To Ty zaczęłaś mi pokazywać czym jest...-Urwałem, bojąc się wypowiedzieć to słowo, a raczej bojąc się jak na to zareaguje. 
-Czym jest co?- Zauważyłem, że Nati coraz bardziej uważnie mi się przysłuchuje.
-Czym jest miłość. Tak, to chciałem powiedzieć.- Chyba pierwszy raz w życiu poważnie się zawstydziłem. 
Między nami zapadła teraz kilkusekundowa cisza, która przyprawiła mnie o gęsią skórkę. 
-Miłość?- Spytała z niedowierzaniem. 
Uniosłem głowę do góry, by ponownie spojrzeć jej w oczy. 
-Tak. Zdecydowanie coś do Ciebie czuję, coś czego nigdy nie czułem. To wygląda tak jakby Bóg zesłał mi kogoś z nieba, kogoś kto uczyni mnie szczęśliwym. Wiem, że to brzmi trochę oklepanie, ale taka jest prawda. Po prostu..- Złapałem delikatnie jej dłoń i lekko ją ścisnąłem.- Zakochałem się w tobie. Zakochałem się po raz pierwszy w życiu, to jest.. To jest niesamowite jak zaczęłaś wpływać na moje życie. 
-Justin...- W jej oczach znów pojawiły się łzy, ale mogłem wyczuć, że tym razem były one pozytywne.- Nikt jeszcze tak się do mnie nie zwracał, przepraszam, że płaczę, bo dla mnie to też jest niesamowite, wiesz? 
Uśmiechnąłem się w jej stronę i czułem ciepło rozchodzące się w moim sercu, to było naprawdę przyjemne uczucie. 
-To znaczy, że dasz mi szansę się wykazać? 
Natalia wzięła głęboki wdech i pokręciła się w miejscu jakby zastanawiała się nad tym co powiedziałem. 
-Jeśli to jest dla Ciebie za wcześnie, albo nic do mnie nie czujesz to okej, zrozumiem..- Zaczynałem coraz bardziej martwić się o to, czy wyznanie jej wszystkich uczuć to był dobry pomysł.
-Zwariowałeś?- Podeszła do mnie i oplotła swoje ręce wokół mojej szyi.- Musiałabym być wariatką gdybym się nie zgodziła po tym wszystkim co powiedziałeś. 
Jednym ruchem pociągnąłem ją do siebie, sadzając ją na moich kolanach. Dziewczyna wplotła dłonie w moje włosy, a ja przygryzłem dolną wargę. Dzieliło nas od siebie zaledwie może 2-3 centymetry, nie mogłem dłużej się przed tym powstrzymać. Po raz pierwszy złączyłem nasze usta i szczerze mogę powiedzieć, że to było najlepsze co zrobiłem w życiu. Mam nadzieję, że teraz już nic nie stanie nam na przeszkodzie i będziemy razem szczęśliwi, choćby miało się palić. 


I jest kolejny ;) Od razu podam informacje o nowym, więc.. Pojawi się zapewne w weekend choć nie obiecuję tego na 100%, bo wszystko się zmienić może! Btw dziękuję za te wszystkie komentarze, hdklsusy, KOCHAM WAS <3 ;)!

wtorek, 7 maja 2013

Chapter seven

*Oczami Natalii*

Nie miałam pojęcia dokąd biegnę. W głowie miałam totalną pustkę, zupełnie jakby wszystkie moje myśli nagle niespodziewanie wygasły. Jedyne czego byłam pewna w stu procentach to to, że nie mogę wrócić do domu. Choć w sumie teraz nie wiedziałam, czy mogę nazywać to miejsce swoim domem. Jak mogę mieszkać pod jednym dachem z kimś kto tak okropnie mnie potraktował? Jasmine najzwyczajniej w świecie zabawiła się moimi uczuciami, i naprawdę nie obchodziło mnie w tym momencie to, czy żałuję swoich słów. Nie ważne, powiedziała to i mi to wystarczy. Ale jest jeszcze jedna sprawa. Justin. Co do niego chyba jednak miała rację, szkoda tylko, że jej nie posłuchałam... Gdyby nie mój nagły atak furii na docinki w jego stronę może nie doszło by teraz do tego wszystkiego. Może siedziałybyśmy teraz przed telewizorem i oglądały dobrą piątkową komedię jak co tydzień. Ale czy warto składać w myślach zdania typu "może gdyby nie to, to nie stało by się tamto.."? W taki sposób równie dobrze mogę dojść do tego po co w ogóle się urodziłam, przecież może gdyby nie było mnie wśród tych wszystkich ludzi nie stałoby się nic złego. Tak, moje życie jest pochrzanione. Z ręką na sercu mogę w tej chwili to stwierdzić, sama nie wiem jak sobie radzę z tymi wszystkimi problemami. Z resztą.. Co ja wygaduję? Przecież sobie nie radzę. Po każdym złym wydarzeniu zamykam się w sobie i płaczę, łzy spływają mi ciurkiem po policzkach, nie daję nikomu się do mnie odezwać. Cóż, jestem po prostu za bardzo wrażliwa i uczuciowa. Sama do końca nie wiem, czy to dobrze czy źle, bo w sumie miałabym być chamką puszczającą się na lewo i prawo? W każdym bądź razie muszę się teraz wziąć w garść i wymyślić jakieś jedno dobre rozwiązanie na dzisiejszą noc. Nie mogę przecież spać na dworze, nie odważyłabym się, wokół tylu przestępców, tyle zła. Nie, ta opcja odpada. W sumie najbardziej możliwą opcją w tym momencie było poproszenie Justina o przenocowanie, ale nie mogę tego zrobić, skrzywdził mnie, wiem, że to dziwne, bo ledwo co go znam. Ale naprawdę zaczęłam już mu ufać, poczułam, że może to osoba, która odmieni w końcu moje życie na lepsze. Myliłam się. Ciężko było mi o tym myśleć, więc musiałam jak najszybciej wymazać go z pamięci, ale to może być trudne. Chodzimy razem do klasy, chcąc czy nie chcąc będę musiała się z nim spotykać. Postanowiłam usiąść na moment na pobliskiej ławce i spróbować racjonalnie pomyśleć, choć wiedziałam, że to będzie trudne. Nie mogłam się na niczym skupić, w moich myślach przedstawiał się tylko i wyłącznie jeden obraz. On. Zdecydowanie miał coś w sobie, tylko dlaczego musiał taki być? Dlaczego interesuje go każda dziewczyna, czy ten chłopak nie może skupić się w życiu na jednej sprawie, na jednej rzeczy? Na mnie.. 
-Przepraszam?- Ocknęłam się i wróciłam do szarej rzeczywistości, podniosłam wzrok i ujrzałam niezbyt wysokiego chłopaka z czarnymi włosami. 
Nie odzywałam się, dopiero co zranił mnie jeden osobnik tej płci, a teraz pojawia się następny? Dlaczego moje życie musi na tym polegać, co chwila jakieś niespodzianki, których szczerze nie lubię. 
-Jestem Johnny. A ty chyba jesteś niemową, śliczną niemową.- Cały czas patrzyłam na niego z góry i mogłam spokojnie dostrzec jego uśmiech, który malował się na twarzy. Wydawał się być sympatyczny. 
-Przepraszam.. Jestem Nati.- Po kilku sekundach w końcu odważyłam się wydusić z siebie te słowa, twierdząc, że mógłby mnie wziąć za obłąkaną, a tego nie chciałam. 

*Oczami Johnny'ego*
Szedłem właśnie sprawdzić, czy Justin poradził sobie z moją byłą dziewczyną Carly. Próbowałem się do niego dodzwonić, ale bez skutku. Po kilku sygnałach włącza się tylko i wyłącznie poczta głosowa. Odczuwałem dziwne wrażenie, że być może jest na mnie wściekły. W każdym bądź razie nie dokończę swej misji, natchnąłem się na tą dziewczynę, wygląda jakby potrzebowała pomocy, a ja chętnie jej udzielę. 
-Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.- Postanowiłem usiąść obok niej, mając nadzieję, że się mnie nie wystraszy i nie ucieknie. 
-Wow.. Dzięki, potrafisz pocieszyć człowieka.- Wywróciła oczami, odwracając wzrok w drugą stronę. 
-Tak, to moja mocna strona.- Zaśmiałem się, ale w duchu byłem na siebie zły przez to co powiedziałem. Dziewczyna milczała, a ja nie należałem do tych najbardziej rozgadanych. Ścisnąłem dłonie w pięści, rozluźniłem je i ponownie ścisnąłem. Ta czynność odprężała mnie najbardziej ze wszystkich na świecie. 
-Dlaczego siedzisz tu sama? Mogę Ci pomóc.. Jeśli chcesz oczywiście.- Nie zamierzałem na nią spojrzeć, bo nie widziałem sensu. Ona i tak patrzyła w zupełnie inną stronę jakby nie była wcale a wcale mną zainteresowana. Zauważyłem jak jej ciało lekko podniosło się do góry, a za moment opadło, co znaczyło, że cicho sama do siebie wzdychała, więc na pewno musiało się coś wydarzyć. 
-Siedzę tu, bo nie mam gdzie iść. I tyle.- Powiedziała stanowczo, ale nadal na mnie nie spojrzała. Zaczynało mnie to już lekko denerwować, nie lubiłem kiedy ludzie mnie ignorowali. 
-A czy możesz na moment na mnie spojrzeć? Ja nie gryzę, jeśli jeszcze nie zauważyłaś.. 
Parsknęła cicho pod nosem, myśląc, że tego nie słyszałem i po chwili niechętnie odwróciła głowę w moją stronę. 
-No co?
-Nie bój się mnie.- Delikatnie i powoli złapałem ją za dłoń.- Dobrze? 
-Nie boję się Ciebie, jestem po prostu zła na cały świat...- Westchnęła tym razem dosyć głośno. 
-Okej.- Uśmiechnąłem się dyskretnie.- Nie rozumiem dlaczego, ale... Mamy dużo czasu, podobno nie masz gdzie się podziać? Zawsze możesz przyjść do mnie skoro się mnie nie boisz. Obiecuję Ci, że jestem normalnym nastolatkiem, nie skrzywdzę Cię.- Przyłożyłem dłoń do lewej piersi, by poczuła się trochę pewniej i by mi zaufała. Nie powiem, że nie, ale zależało mi na tym. 
-Dobra, niech będzie. I tak już gorzej być nie może..- Natalia wstała z miejsca oczekując, że za chwilę zrobię to samo.- No idziesz? Sama nie trafię.- Ponownie tego wieczoru wywróciła swoimi pięknymi oczami. 
-Spokojnie, idę idę. Nie złość się tak, złość piękności szkodzi.- Puściłem jej oczko i wskazałem ręką kierunek do mojego mieszkania. 
-To powiesz mi co się stało?- Przerwałem głuchą ciszę, której strasznie nienawidziłem. 
-Chłopak. Po prostu mnie zranił. Przyjaciółka tak samo i koniec. Tyle Ci wystarczy? Nie mam ochoty o tym gadać.- Stanowczo dała mi do zrozumienia, że nie chce zaczynać więcej tego tematu. 
-Dobra, jak chcesz. Ja nie nalegam.- Wsadziłem ręce do kieszeni swoich jeansów, tak że tylko kciuki wystawały mi na zewnątrz i resztę drogi przebyliśmy nie odzywając się do siebie słowem. Jak już mówiłem nie byłem dobry w te klocki, imponowanie dziewczynom nie było moją specjalnością, czego żałowałem. Jak na razie cieszyłem się jedynie z tego, że w ogóle zgodziła się do mnie przyjść, bo nie przypuszczałem, że tak łatwo i szybko zaakceptuję tę propozycję. 
-Jesteśmy. Proszę, panie przodem.- Otworzyłem szeroko drzwi i uśmiechnąłem się w jej stronę. Nati zabawnie pokręciła głową i weszła do środka ściągając swoje czarne balerinki z kokardką. 
-Mój pokój to ten po prawo, wejdź, a ja przyniosę Ci soku. 
-Mhm.- Pokiwała głową po czym udała się w stronę drzwi, które całe obklejone były plakatami zespołów drużyn hokejowych. Byłem wielkim fanem. 
Obszedłem duży blat w kuchni dostając się do szafki z napojami. Wyciągnąłem duży sok ze środka, wziąłem ze sobą dwie filiżanki i udałem się do pokoju, w którym gościła Nati. 
-Nie za wygodnie Ci?- Zaśmiałem się opierając ręce o biurko, kiedy zobaczyłem brunetkę leżącą na moim łóżku. Nie dziwiłem jej się, musiała być zmęczona, do końca nie wiedziałem o co poszło z jej chłopakiem, ale wiedziałem, że to totalny kretyn, skoro skrzywdził taką małą słodką istotkę. 
-Bu!- Nachyliłem się nad nią i krzyknąłem jej do ucha, na co szeroko otworzyła oczy i gwałtownie się podniosła. 
-Co do cholery?!- Przetarła dłonią swoje zwężone oczy i ziewnęła głośno. 
-Lepiej się prześpij, jesteś padnięta. A pogadamy sobie jutro co ty na to, hm?- Poruszyłem zabawnie brwiami i nakryłem ją grubą warstwą koca. 
-Nie zaprzeczę.- Uśmiechnęła się szeroko, i pierwszy raz tego wieczoru zauważyłem błysk w jej oczach.- Dobranoc. 
-Dobranoc.- Po raz tysięczny się do niej uśmiechnąłem, zgasiłem światło i po cichu wyszedłem na korytarz.

*Oczami Ryana*
-Justin!- Krzyknąłem po raz setny.- Uspokój się! Usiądź i trochę wyluzuj dobra? Całą noc nie dałeś mi spać! 
Mój przyjaciel strasznie przeżywał to, że po raz któryś w życiu ponownie mu się coś nie udaje. Rozumiałem wszystko, ale przecież nic nie oznaczało końca! Było wiadome to, że musi z nią prędzej, czy później porozmawiać i wyjaśnić całą sprawę. Jestem pewien, że Natalia to zrozumie, w końcu nie wygląda aż na taką egoistkę. 
-Jak mam się uspokoić? Wytłumacz mi to...- Podszedł do mnie i oparł na moich barkach cały swój ciężar ciała. 
-Najzwyczajniej w świecie.- Odepchnąłem go.- Ułoży się, jasne?- Spojrzałem na niego twardo, próbując w ten sposób wyrazić to, że zachowuje się w tym momencie jak baba. 
-Ona.. Była idealna rozumiesz? Nie spotkałem w życiu nigdy kogoś takiego...- Oparł się tym razem o ścianę, a w jego oczach zauważyłem coś co wydawało się nie do pomyślenia. Łzy. Nie wierzyłem, że to się dzieje. Justin ostatni raz uronił łzy na pogrzebie dziadka parę lat temu, od tamtej pory nigdy tego nie zrobił. Zaczynałem rozumieć jak ważna musi być dla niego ta dziewczyna i za żadne skarby świata nie chce jej stracić. Uważam, że na jego miejscu zachowałbym się podobnie, to była jego pierwsza prawdziwa miłość jeśli mogę tę sprawę tak nazwać. Miał prawo się wkurzać. 
-Johnny!- Zerwał się nagle szybko, a jego oddech przyspieszył tempo. 
-Johnny? Co z nim?- Spytałem zupełnie zdziwiony jego nagłej reakcji. 
-Przecież to przez niego! Ten gnojek już nie żyje!- Uderzył pięścią w stół i zaczął nerwowo zataczać kółka po pokoju. 
-Justin...- Wymamrotałem.- Przestań, nie rób nic pod wpływem emocji. To nie jego wina. 
-Nie? Nie jego? Gdyby sam potrafił poradzić sobie z tą małą suką to nie byłoby teraz żadnego problemu! Idę do niego i pokażę mu jak to jest mnie wkurzyć! 
-Nie!- Krzyknąłem agresywnie grożąc mu palcem jak małemu dziecku. 
-Tak. Nie mów mi co mam robić, bo dobrze wiesz, że zrobię to co będę chciał. Na razie.- Przeszedł obok mnie obojętnie i wyszedł. Dobrze wiedziałem, że jego wizyta u Johnny'ego nie zakończy się dobrze, odczekałem więc chwilę i udałem się za nim do domu naszego przyjaciela mając nadzieję, że nie dojdzie do niczego złego. 
*Oczami Jasmine*
-Mamo.. Wyluzuj, nic jej nie będzie.- Po raz tysięczny od wczorajszego wieczoru uspokajałam matkę, która strasznie panikowała, że Natalii mogło stać się coś złego. 
-To nasza wina...- Załkała w chusteczkę higieniczną i unikała ze mną kontaktu wzrokowego. 
Nie wiedziałam do końca co o tym wszystkim myśleć, może rzeczywiście lekko przegięłyśmy, może powinnyśmy dać Justinowi jedną szansę i zobaczyć jak się sprawdzi. Osądziłam go z góry posługując się tylko i wyłącznie opiniami innych. I w dodatku to okropne wypomnienie faktu, że jej matka nie żyje. Ale ze mnie debilka, totalna. 
-Na pewno jest u Justina, nic jej nie będzie, obiecują Ci.- Podeszłam do mamy, gładząc ją delikatnie po plecach, by przestała w końcu płakać. Ta jej histeria doprowadzała mnie już do lekkiego szału, zaczęłam rozumieć ile Nati dla niej znaczy, jest dla niej jak druga córka, a dla mnie niczym siostra. Tylko, czy ona wybaczy nam to wszystko? Czas pokaże. 

*Oczami Justina*
Fala złości przejęła kontrolę nad moim ciałem. Jedyne o czym myślałem to porządne przyłożenie Johnny'emu w twarz, wyładowałbym emocje i może zrobiłoby mi się lepiej. A Carly? Obiecuję, że jeśli ją gdzieś spotkam to też ostro za to wszystko pożałuje. Dlaczego to ja muszę załatwiać sprawy innych? Czy tak ciężko jest powiedzieć dziewczynie, że to koniec? W sumie co ja tam wiem, nie znam się na tym. Osobiście nigdy tego nie doświadczyłem. 
-Justin!-Usłyszałem za sobą dosyć znajomy głos. Nie zamierzałem się jednak zatrzymywać, nie widziałem powodu dlaczego miałbym to robić. -Zatrzymaj się na chwilę do cholery jasnej!- Tym razem Ryan ryknął głośniej. 
Zatrzymałem się, odwróciłem na pięcie i patrzyłem na niego z uwagą. 
-O co chodzi? Jestem zajęty.- Syknąłem w jego stronę. 
-Nie idź tam, zrobisz mu coś. Uwierz mi, że nie chcesz mieć problemów z rodzicami, a w najgorszym razie z policją. Posłuchaj mnie choć raz, proszę. 
Wywróciłem oczami gotowy do dalszej drogi, ale coś kazało mi zostać. 
-Chodź ze mną. Wtedy będziesz mógł mnie powstrzymać. A ja sobie tylko trochę pokrzyczę.
Ryan uśmiechnął się, chichocząc cicho pod nosem, klepnął mnie w ramię i rzucił w moją stronę coś w stylu 'chodźmy'. Nie trzeba było mi dłużej powtarzać. 
Po chwili byliśmy już na miejscu, wypuściłem powoli powietrze z ust i starałem się wyluzować, by nie zrobić nic głupiego jak zawsze. Ryan zapukał do drzwi, minęło kilkanaście sekund zanim domownik doczłapał się do nich i łaskawie je nam otworzył. 
-Chłopaki! Co wy tu robicie?- Johnny przysłonił jedno oko, w które raziło go słońce, a w jego głosie słychać było zdziwienie. 
Kiedy na niego patrzyłem miałem ochotę rzucić się prosto na jego twarz, zacisnąłem jednak zęby i napiąłem mięśnie, aby powstrzymać się przed uderzeniem go.
-Chcemy pogadać. Możemy wejść?- Ryan wskazał dłonią korytarz Johnny'ego, unosząc przy tym swoje brwi.
-Tak jasne, wchodźcie.-Stanął bokiem i wpuścił nas do środka, ja przechodząc obok niego trąciłem go z niemałą siłą w ramię, by choć trochę sobie ulżyć. 
-To o czym chcecie pogadać?-Oparł się o blat w kuchni, popijając wodę.- O właśnie Justin, jak Ci poszło z Carly?
Na samo to imię wzdrygnąłem się a złość ponownie mnie ogarnęła. 
-Jak? Zaraz Ci powiem jak!- Podszedłem do niego i złapałem go za koszulkę patrząc mu z nienawiścią w oczy. 
-Justin!- Ryan od razu próbował mnie powstrzymać, więc jako dobry kumpel odciągnął mnie od niego. 
-Straciłem przez Ciebie kogoś ważnego! Bo ty sam nie umiesz obronić swojej dupy!- Próbowałem się wyrwać z uścisku przyjaciela, ale moje starania na nic się nie zdały. 
-Że co? Nie rozumiem o co Ci chodzi. 
Drzwi od jego pokoju uchyliły się, a nasz wzrok powędrował ku osobie wychodzącej z niego. Tego było już za wiele. Moje oczy nie mogły uwierzyć w to kogo właśnie przed sobą widzą. Natalia. Kurwa, co ona u niego robiła?! 


Trochę taki dłuższy ;) Ale to raczej dobrze. No to cześć <3 A jak już jesteś to podziel się swoją opinią ;*


piątek, 3 maja 2013

Chapter six

*Oczami Justina*
Nati leżała mi na kolanach, a ja bawiłem się jej miękkimi włosami. Dookoła nas nie było żywej duszy co dodawało bardziej romantycznego klimatu. Dzisiaj w końcu zaczęliśmy się poznawać. Była osobą, której mogłem się wyżalić i wiedziałem, że mnie nie wyśmieje, ona miała o mnie takie samo zdanie. Twierdziła, że nigdy nikomu nie mówiła tak szczerze o swoich uczuciach. Tak strasznie było mi jej szkoda. Niczemu nie zawiniła, nic nikomu nie zrobiła, a straciła w życiu dwie najważniejsze osoby, i to w tak okrutny sposób. Chciałem być przy niej i jej już nigdy nie opuszczać, żeby czuła się bezpieczna. Przy niej nie byłem chamskim i bezuczuciowym kolesiem, który nie liczy się z innymi, byłem czuły i spokojny, jak nigdy. Nagle poczułem wibrację w kieszeni spodni. 
-Halo?- Wyciągnąłem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę. 
-Justin, nareszcie!- Usłyszałem głoś Johnnego. 
-To samo mogę powiedzieć o Tobie, nie odzywałeś się wieki. Co jest?
-Nie udawaj, że nie wiesz.- Powiedział ironicznie. 
Zapadła między nami minuta ciszy, którą przerwał głos chłopaka. 
-Obiecałeś mi coś. Pamiętasz? Masz ją spławić, zrób to, proszę. 
Zmrużyłem jedno oko, przeczesując dłonią włosy, westchnąłem cicho spoglądając na Nati, która chyba zasnęła. 
-Dobra. Zrobię to dzisiaj. Na razie.- Rozłączyłem się. 
Schowałem telefon do kieszeni i musiałem zabrać się za budzenie dziewczyny, choć tak strasznie nie chciałem tego robić. Wyglądała cholernie słodko. Uśmiechnąłem się sam do siebie i ponownie cicho westchnąłem. 
-Nati...- Szturchnąłem ją lekko.- Niestety, ale.. Musisz wstać.- Nachyliłem się nad nią i wyszeptałem jej te słowa do ucha. 
Brunetka otworzyła powoli swoje oczy, przetarła je ręką i usiadła. 
-Spałam?- Spytała zdziwiona.- Jezu Justin, przepraszam... 
-Ciii.- Przytknąłem jej palec do ust.- Nie szkodzi. 
Dziewczyna zarumieniła się na co ja zareagowałem słodkim uśmiechem. 
-Słuchaj ja.. Muszę już iść.- Skrzywiłem się na samą myśl, że muszę się z nią rozstawać. Niechętnie wstałem, pomogłem jej się podnieść i czekałem aż coś powie.
-Uh, no.. Okej. 
-Widzimy się później?- Poruszyłem zabawnie brwiami, musnąłem jej policzek i pobiegłem w drugą stronę, by jak najszybciej załatwić sprawę, którą musiałem dokończyć. 

*Oczami Natalii*
Stałam jeszcze przez chwilę w bezruchu uśmiechając się sama do siebie. Odszedł dosłownie kilka minut temu, a ja już za nim tęskniłam. Teraz niestety musiałam wrócić do domu, gdzie czeka już na mnie pewnie wściekła przyjaciółka. Chociaż mam nadzieję, że przemyślała całą sprawę i spróbuję mnie zrozumieć, chciałabym tego. Bo jeśli nie... To nie chcę wiedzieć jak zareaguje na to, że byłam z nim tutaj, że się sobie wyżalaliśmy, zresztą co ja mówię... Ona nie zniesie samego faktu, że z nim rozmawiałam. Jedyne czego teraz chciałam to utrzeć jej nosa. Pokazać, że się co do niego myliła, pokazać, że jest czułym i kochającym chłopakiem, a nie chamem i dupkiem za jakiego wszyscy go mają. Ruszyłam w stronę domu, przechodząc kolejno obok kolorowych sklepików, domków. Dawno nie byłam w tych okolicach i mogę stwierdzić, że naprawdę dużo się tutaj zmieniło. Oczywiście na lepsze, mam nadzieję, że będę częściej tu zaglądać. A szczególnie z Justinem. Pierwszy raz od śmierci rodziców czułam się szczęśliwa. Właśnie w tym momencie. Może to właśnie teraz nadszedł ten moment, żeby otworzyć się ponownie na świat? W głębi serca czułam, że powinnam to zrobić teraz. To odpowiedni moment na to, by zacząć od nowa swoje życie. Poukładać sobie wszystko po kolei, wymazać wszystkie smutki, rozczarowania... Po chwili stałam przed drzwiami naszego beżowego domku, serce zaczęło mi bić jak szalone jakbym miała wystąpić przed prezydentem, a to przecież było zwykłe wejście do środka. Nacisnęłam lekko klamkę, przechyliłam się do środka i weszłam. Było ciemno, zupełnie jakby wszyscy już spali, ale to przecież nie możliwe. Nie było chyba, aż tak późno? Pobiegłam szybko schodami do swojego pokoju, i teraz trafiłam w sedno. Tutaj schowała się Jasmine, siedziała na kanapie i wyglądała jakby płakała. Zauważyła mnie, ale nie spojrzała się w moją stronę, jakby chciała uniknąć ze mną jakiegokolwiek kontaktu. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie cieszyłam się, że nie będzie kazań. 
-Gdzie byłaś?- Przyjaciółka odezwała się po chwili ciszy. 
-W parku.
-Z nim, prawda?- Wstała z miejsca i zaczęła zbliżać się w moją stronę. 
-On ma imię. A brzmi ono Justin.- Wywróciłam oczami, czując, że moja ucieczka nic nie dała, a wręcz przeciwnie pogorszyła sytuację. 
-Rozmawiałam z mamą.- Usiadła obok mnie i spojrzała mi w oczy. 
-Iiiii?- Przeciągnęłam. 
-Stwierdziłyśmy, że nie możesz się z nim spotykać.
Skręciło mnie w żołądku na wypowiedziane przez nią słowa. Ona chce mi mówić z kim mam się umawiać, a z kim nie? Naprawdę, teraz to totalnie przegięła. 
-Żartujesz sobie prawda?- Parsknęłam wstając z miejsca i chcąc stamtąd ponownie uciec. 
-Nie. On nie jest taki jak ci się wydaje.
-ALE TY GO NIE ZNASZ!- Krzyknęłam tak głośno, że usłyszeli mnie chyba sąsiedzi. 
-Znam, na pewno lepiej od Ciebie! I nie krzycz.. 
-Będę krzyczeć! Jesteście pojebani! Nie możecie mi tego zabronić! Nie jestem już dzieckiem, wiem co robię. 
Jasmine pokręciła przecząco głową i założyła ręce na wysokości piersi.
-Tak, ale mieszkasz tu. I to do czegoś zobowiązuje. 
-Przepraszam, że co?- Zakpiłam.- Nie jesteś moją niańką, a twoja matka nie jest moją matką. 
-Tak, ale wyobraź sobie, że ty swojej nie masz!- Krzyknęła mi prosto w twarz, a za chwilę ugryzła się w język.
W tej chwili chciałam zakończyć to głupie przedstawienie, przesadziła i to grubo. Jak mogła wypomnieć mi to, że nie mam już mamy. I ona nazywa się moją przyjaciółką? Spojrzałam na nią ze łzami w oczach, odwróciłam się tyłem do niej, wybiegłam z płaczem z pokoju i ponownie opuściłam dom. Nie chciałam już tu nigdy wracać, nikt nie zranił mnie ani raz w życiu tak jak ona. 

*Oczami Justina*
Wykręciłem numer do Johnny'ego, chcąc szybko z nim porozmawiać. 
-Co?- Odezwał się po długim sygnale. 
-Gdzie mam iść? 
-Na Grimm Place, będzie za starą szkołą.
-Mhm.- Chciałem się już rozłączyć, ale przerwał mi głos kumpla.
-Justin.. Dzięki, wynagrodzę Ci to jakoś. 
-Daj spokój. Ostatni raz robię coś za was, nie potraficie poradzić sobie z dziewczynami? To żałosne...- Mógł teraz tylko wyobrazić sobie, że wywróciłem oczami. 
-Ty to robisz lepiej. Dobra, na razie. 
-Cześć. 
Pewnie zastanawiacie się co muszę zrobić. Spokojnie, już wyjaśniam. Więc.. Około dwóch tygodni temu Johnny poznał dziewczynę- Carly. Strasznie mu się podobała i on jej też, ale chłopak szybko rozmyślił się ze związku z nią. Ale ona nie dała za wygraną, nęka go codziennymi sms'ami i telefonami. Straszy, że pójdzie na policją za to co jej zrobił. A co jej zrobił? Dziewczyna twierdzi, że jest z nim w ciąży. Totalna głupota, znam go. I na pewno nie położyłby rąk na dziewczynie, jest na to za słaby. Straszny z niego tchórz i bojek. Właśnie dlatego to ja muszę ją spławić, a zdarza mi się już to nie pierwszy raz. Robiąc to czuję się jak jakiś gangster, który jest postrachem ulic. Na dworze było ciemno, a jedyne czego się bałem to to, że Carly wcale nie przyjdzie. Wtedy wściekłbym się, bo tracę cenny czas, który mógłbym spędzić z Nati. Doszedłem na miejsce, obszedłem stary budynek i trafiłem. Blondynka miała szczęście, że się pojawiła, bez wahania podszedłem do niej chcąc szybko to skończyć i wrócić do domu.
-Witam.- Stanąłem na przeciwko niej i uśmiechnąłem się szyderczo. 
-Gdzie Johnny?- Spytała, w jej oczach widać było strach. 
-Nie przyjdzie. A ty...- Przybliżyłem się do niej. 
Jej oczy robiły się coraz większe, widziałem, że się bała, a to jeszcze bardziej mnie nakręcało. 
-A ty zostawisz Go w spokoju jasne?- Przycisnąłem jej ręce do muru.- I przestaniesz opowiadać kłamstwa, przestaniesz zmyślać, rozumiesz?
-Wcale nie zmyślam.- Warknęła. 
Zaśmiałem się ironicznie jeszcze bliżej się do niej przysuwając, teraz nasze ciała praktycznie się dotykały. W tym samym momencie zdałem sobie sprawę jak dawno nie zbliżyłem się do dziewczyny w inny sposób. 
-Puść mnie.- Jej ton głosu zrobił się głośniejszy. 
-Nie, dopóki nie odpowiesz mi, że wszystko jest jasne. 
-Ktoś nas obserwuje, puść mnie!
Odchyliłem głowę w bok i widok osoby, którą ujrzałem zwalił mnie z nóg. Puściłem gwałtownie dziewczynę, a ona w tym czasie zdążyła uciec. 
-Nati, nie...- Zbliżałem się do niej widząc w jej oczach łzy. 
-Nie podchodź.- Wystawiła rękę do przodu dając mi znak, że bliżej podejść nie mogę. 
-Daj spokój, to tylko tak wyglądało... 
-Ach, no oczywiście. A więc jednak taki jesteś, Jasmine miała rację..- Przetarła dłonią oczy przez co rozmazała swój czarny tusz. Tak bardzo chciałem ją teraz przytulić, ale wiedziałem, że nie będzie tego chciała. Wiem jak ta cała sytuacja wyglądała z jej perspektywy, myślała, że obściskiwałem się z Carly.. 
-Zrób coś dla mnie i więcej się do mnie nie odzywaj, dobrze?- Wyszeptała tak cicho, że ledwo ją usłyszałem, a za moment zniknęła w ciemnych uliczkach. 
-Cholera!- Krzyknąłem waląc pięścią w ścianę budynku. 
Dlaczego zawsze kiedy coś zaczyna się układać tak szybko się psuje? Szczęście chyba nie jest dla mnie. 

Aw, no i mamy kolejny ;) Dzięki za komentarze do poprzedniego rozdziału, są słodkie :D 

sobota, 27 kwietnia 2013

Chapter five

*Oczami Jasmine*
-Halo.. Dzień dobry.- Szturchnęłam lekko Natalię, mając nadzieję, że wybaczy mi to co wczoraj się stało. 
Przyjaciółka otworzyła oczy i przez kilka sekund wpatrywała się we mnie, ale za moment odwróciła wzrok w drugą stronę. Wiedziałam, że będzie obrażona, nawaliłam. Naprawdę strasznie, cieszę się jedynie z tego, że nie wygadała się moim rodzicom, bo by mnie zabili. 
-Przepraszam, okej? Nie chciałam żeby tak wyszło, musisz mi wybaczyć.. Zobacz, zrobiłam Ci Twoje ulubione śniadanie. Wiedziałam, że Nati uwielbia naleśniki z polewą truskawkową, gdyby mogła zajadałaby się nimi cały dzień. Musiała poczuć zapach przekąski, bo znowu odwróciła się w moją stronę, usiadła i posłała mi ciepły uśmiech. 
-Wybaczysz mi?- Zrobiłam minę szczeniaka lekko się przy tym uśmiechając. 
-Jazz.. Jasne, że tak, ale.. Nie chcę żeby to się powtórzyło!
-Oczywiście!- Przytuliłam ją mocno. 
-I przepraszam, że musiałaś sama wracać do domu... 
-Nie wracałam sama.- Wzięła gryza naleśnika nie patrząc na mnie nawet jednym okiem. 
-Jak to?- Spytałam zdziwiona, nie mając pojęcia kto mógłby się nią wczoraj zaopiekować.
-Justin to zrobił.- Na jej ustach wymalował się szeroki uśmiech. 
Przełknęłam głośno ślinę. Że Justin? Cholera! Przecież ją przed nim ostrzegałam, a ona mu zaufała. To chyba jakiś sen... 
-Czemu nic nie mówisz?- Nati spojrzała na mnie co wybiło mnie z moich przemyśleń. 
-Nie.. Nic, tylko.. Nati słuchaj, on.. On nie jest taki jak myślisz, bawi się dziewczynami na każdym kroku, rozumiesz? 
Przyjaciółka wywróciła oczami, chyba było już za późno na to, by mi uwierzyła. 
-Nie prawda.- Powiedziała stanowczo.- Nie znasz Go, znasz Go tylko z plotek, nie miałaś z nim bliższego kontaktu, nawet nigdy z nim nie rozmawiałaś więc skąd możesz wiedzieć jaki jest? To tylko plotki Jazz.. 
-Ale jesteś naiwna.- Parsknęłam głośno. 
-A ty nietolerancyjna. Obrażasz człowieka, którego nawet nie znasz.. 
-Znam Go! Na pewno lepiej od Ciebie!- Zaczynałam się lekko wkurzać na jej słowa, przecież chodziłam z nim już dwa lata do klasy. 
-Ach, naprawdę? To powiedz mi o nim coś.. Oprócz tego, że twoim zdaniem jest dziwkarzem.- Stanęła w progu drzwi i gotowa była wyjść. 
-No.. on..- Oblizałam nerwowo usta, nie wiedząc co powiedzieć, bo rzeczywiście nie wiedziałam o nim nic. 
-No właśnie.- Pokiwała głową. 
-Dziewczynki co tu się dzieje?- Naszą rozmowę przerwała moja mama wchodząca do pokoju. 
-Nic.. Tylko ktoś tu potyka się na opinii innych.- Moja przyjaciółka rzuciła szybko i wyszła z domu. 
Super, jeszcze mi tego brakowało, żeby być z nią skłócona. 

*Oczami Justina*
Bum.. Bum.. I kolejny huk! Jasny gwint, co się dzieje! Wstałem nerwowo z łóżka i otworzyłem drzwi. 
-No nareszcie! Ile można spać!- Do pokoju wbiegł uradowany Ryan rzucając się na moje niepościelone łóżko. 
-Weekend jest. Nie można?- Wywróciłem oczami siadając na fotelu i odpalając laptopa. 
-Ja powinien spać dłużej, jestem po imprezie, a ty... Właśnie! Gdzie ty wczoraj byłeś? 
-Nigdzie. 
Nienawidziłem kiedy zadawał mi te wszystkie głupie pytania, czułem się jak na komisariacie. Wiem, że był moim przyjacielem, ale to nie znaczy, że muszę mu wszystko mówić wtedy kiedy on tego chce. Nie jest moim ojcem. 
-Byłeś z tą dziewczyną, prawda?- Stanął nade mną uśmiechając się zadziornie. 
-Spadaj. No i co? Nie wolno mi? 
-Oczywiście, że wolno...- Kolejny raz rzucił się na moje łóżko.- I co robiliście? Masz kolejną panienkę do kolekcji co? 
Nie wytrzymałem, wstałem gwałtownie z miejsca i miałem ochotę mu przywalić. 
-Cholera!- Krzyknąłem.- Możesz przestać?! 
-Dobra, spokojnie...- Powiedział o wiele łagodniejszym tonem dziwiąc się mojej reakcji. 
Usiadłem obok niego i schowałem twarz w dłonie. 
-To.. Jaka ona jest? 
Podniosłem głowę, spojrzałem na niego i na samą myśl o tej dziewczynie mojego kąciki ust uniosły się ku górze. 
-Słodka.- Zaśmiałem się.- Śliczna, wrażliwa i ma najpiękniejsze oczy na świecie..- Opowiadając to zapatrzyłem się w mały punkcik na ścianie. 
-Wow. Ta laska rzeczywiście zawróciła Ci w głowie.- Głoś Ryana wyrwał mnie z moich marzeń. 
-Nie wiem, czy zawróciła.. Po prostu ona.. Podoba mi się. I tyle. Nie jestem pewny, czy wyszło by z tego coś więcej.- Przeczesałem dłonią swoje włosy wstając i podchodząc do szafy w celu znalezienia jakiś czystych ubrań. 
-Jeśli tego chcesz, jeśli naprawdę chcesz w końcu być w normalnym związku to Ci w tym pomogę. 
-Naprawdę?- Odwróciłem się w jego stronę oblizując dolną wargę. 
-Pewnie. Od czego są przyjaciele. Ale... Sam musisz się z nią najpierw umówić! 
Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc zabawnie głową. 
-Spróbuję.- Naciągnąłem na siebie fioletowy T-shirt i czarne spodnie. 
-Rozumiem, że zrobisz to dzisiaj?- Ryan podszedł do drzwi z czego wywnioskowałem, że chce już wyjść.
Wzruszyłem ramionami, a on wyszedł. Nie byłem pewien, że dzisiaj jest dobry pomysł, by zaprosić ją na.. randkę? Nie zapraszałem nigdy dziewczyny na prawdziwą randkę, jak już wiecie, nigdy nie byłem w prawdziwym związku, nie chciałem tego. Ale chyba nadszedł w moim życiu czas, by to zmienić. W duchu miałem nadzieję, że Nati to odmieni, strasznie tego chciałem, ona tak cholernie mi się podobała. 

*Oczami Natalii*
Miałam naprawdę serdecznie dosyć mojej przyjaciółki. Uważała się za nie wiadomo kogo tylko dlatego, że dwa lata chodzi z nim do klasy. Ale przecież to jej nie usprawiedliwia, nie zna Go. To moje ostateczne zdanie. Oczywiście ja też nie znam Justina, ale przynajmniej próbuję poznać, nie robię jak każdy. Czyli nie kieruję się plotkami. Szłam przez pobliskie uliczki trzymając w ręce jego bluzę. Najchętniej bym mu jej nie oddawała, ale cóż.. Jak mus to mus. Pachniała jego perfumami, które dopiero poznałam noc temu, ale już mi się spodobały i z ręką na sercu mogę stwierdzić, że ten chłopak umie o siebie zadbać. Wystarczy na niego spojrzeć.  Zawsze dobrze ubrany i uczesany, ideał chłopaka dla każdej dziewczyny. Chyba, że ktoś woli dresa, któremu ciężko się umyć raz na miesiąc. 
-Szkoda, że nie mam jego numeru telefonu.. Zadzwoniłabym do niego, spotkalibyśmy się..- Nie zdałam sobie sprawy z tego, że powiedziałam to na głos. Ludzie popatrzyli na mnie ze zdziwieniem na co ja tylko szeroko się uśmiechnęłam. Rozejrzałam się dookoła, na szczęście wiedziałam gdzie jestem. Często przychodziłam tu z rodzicami, na przeciwko mnie w końcu ukazał się mój ulubiony park, w którym zawsze ćwiczyłam z tatą. Łezka zakręciła mi się w oku. Chciałabym żeby to wszystko wróciło, byłam wtedy taka szczęśliwa... Nagle poczułam jak ktoś ciągnie za koniec niebieskiej bluzy, którą trzymałam w ręce. Odwróciłam się nerwowo w stronę tej osoby, ale szybko się uspokoiłam słodko się uśmiechając. 
-Cześć.- Justin uśmiechnął się szeroko i puścił mi oczko.
-Hej.- Odpowiedziałam nieśmiało odwzajemniając jego uśmiech. 
-Tęskniłaś?- Poruszył zabawnie brwiami przygryzając swoją dolną wargę. 
Czułam jak mole policzki zrobiły się różowe na co on słodko się zaśmiał i puścił mnie. 
-Co tutaj robisz?- Spytał. 
-Ja Cię szukałam.. Chciałam oddać Ci bluzę, pokłóciłam się z koleżanką i wyszłam..- Wbiłam wzrok w ziemię przypominając sobie aferę z Jasmine. 
-Ouu.. Znowu?- Skrzywił się.- Nieważne. Chodź, poprawi Ci się humor.- Pociągnął mnie za rękę w stronę parku. 
Za chwilę staliśmy już na środku zielonej trawy, której zapach uwielbiałam od małego. Coś pękło mi w sercu, nie było mnie tutaj od śmierci rodziców. Szczerze nie przypuszczałam, że kiedykolwiek się jeszcze tutaj pojawię. 
-Coś się stało?- Justin ścisnął mocniej moją dłoń. 
-Nie...- Otarłam ręką pierwszą łzę spływającą po moim rozpalonym od rumieńców policzku. 
-Widzę Nati...- Obrócił mnie w swoją stronę i spojrzał mi w oczy.- Możesz mi powiedzieć. 
-Po prostu...- Wzięłam głęboki wdech zastanawiając się przez chwilę, czy mu o tym mówić.- Przychodziłam tu często z rodzicami... 
-To czemu nadal tego nie robisz? Czemu tak boli Cię to miejsce?- Chłopak najwidoczniej nie załapał o co mi chodziło. 
-Oni nie żyją.- Wycedziłam szybko i zamknęłam oczy, które już były całe w łzach. 
-Przepraszam... Nie wiedziałem. Kur*wa. Przepraszam dobrze?- Przyciągnął mnie bliżej siebie i mocno przytulił, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Nie ukrywałam swojego płaczu, to było silniejsze ode mnie. Tęsknota za rodzicami zawsze była, jest i będzie silniejsza niż wszystko.
-W porządku...- Wyszeptałam.
-Usiądziemy, hmm?- Wskazał wolne miejsce na trawniku swoim kciukiem. 
Kiwnęłam głową i za chwilę siedzieliśmy na miejscu. 
-Nie myśl o tym.- Justin nadal się mi przyglądał.- Wiem jak to jest. Też straciłem kogoś bliskiego, mój dziadek był dla mnie wszystkim. Ale.. Poradziłem sobie z tym. Musisz pamiętać, że jutro jest nowy dzień i nie warto przejmować się przeszłością. Spójrz.- Spojrzał w niebo i ja za moment zrobiłam to samo.- Oni. Twoi rodzice i mój dziadek patrzą teraz na nas i na pewno nie chcą żebyśmy płakali. Chcą żebyśmy byli silni i korzystali z życia, które im zostało już zabrane. Oni nadal nas kochają i są.. Tutaj.- Przyłożył rękę do mojego serca i wytarł moją kolejną łzę. 
W duchu momentalnie zrobiło mi się lepiej. Jeszcze nikt nigdy nie mówił o moich zmarłych rodzicach tak pięknie jak on. Pomimo tego, że ich nie znał. To było niesamowite, a moja przyjaciółka widziała w nim tylko kogoś kto będzie chciał mnie wykorzystać. 
-Obiecasz mi coś? 
-Co takiego?- Spojrzałam na niego wycierając mokre oczy. 
-Obiecaj, że nie będziesz już płakała. Nie lubię kiedy płaczesz... O wiele śliczniej wyglądasz jak się uśmiechasz.- Puścił mi oczko. 
Wywróciłam zabawnie brwiami i cicho się zaśmiałam. Moja wskazówka humoru wznosiła się ku górze, kiedy był obok mnie. Mogłoby być tak już zawsze. Miałam wrażenie, że on jedyny rozumie mnie najlepiej ze wszystkich, nie mam pojęcia dlaczego tak było, znam go tak krótko, a już staje się kimś więcej niż zwykłym znajomym. 



No to co, na razie wszystko układa się kolorowo ;) Ale jak będzie dalej? Hę, no dowiecie się w swoim czasie jak potoczą się losy Natalii i Justina ^^ No to na razie <3

wtorek, 23 kwietnia 2013

Chapter four

*Oczami Justina*
-Wszystko okej?- Pomogłem dziewczynie otrzepać się z ziemi, na której przed chwilą leżała. 
Po chwili nieśmiało podniosła wzrok do góry patrząc na mnie.
-Tak, dzięki. Nic mi nie jest.
-Na pewno?- Schyliłem się lekko w dół, by móc spojrzeć jej w oczy.- Odprowadzić Cię do domu? Bo...- Podrapałem się po głowie.- Chyba nie chcesz już tam wracać?
-Moja przyjaciółka tam została.
-Em.. Okej to.. Chodź, pójdziemy po nią.- Wyciągnąłem rękę w jej stronę mając nadzieję, że ją złapie.
Uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy kiedy to zrobiła. Za moment byliśmy już w środku sali gdzie bawiło się kilkadziesiąt nastolatków, w całym tłumie dostrzegłem tego chłopaka, który próbował ją skrzywdzić. Miałem ochotę do niego podejść i porządnie mu natrzepać, ale jedyne co mnie powstrzymało to obecność Natalii, nie chciałem by na to patrzyła.
-Poczekasz? Pójdę jej poszukać.
-Jasne, będę tu stał.- Odsunąłem się kilka centymetrów w bok, przypatrując się jak znika w tłumie.

*Oczami Natalii*
Błądziłam pośród wszystkich dzieciaków ze szkoły już od kilkunastu minut i nigdzie nie mogłam znaleźć swojej przyjaciółki Jasmine. Stanęłam na chwilę na środku i miałam ochotę usiąść i płakać. Do tej pory nic nie układało się tak jak bym chciała. No chyba że to, że Justin obronił mnie przed tym pajacem, ale cała reszta... Porażka. Akurat teraz kiedy najbardziej potrzebowałam przyjaciółki ona musiała gdzieś zniknąć! Rozejrzałam się jeszcze raz w celu znalezienia jej. Na szczęście tym razem mi się udało, chociaż... Być może wcale to nie było takie szczęście. 
-Jazzy!- Szybko do niej podleciałam próbując z nią porozmawiać. 
-Co jest?!- Odepchnęła mnie i popatrzyła na mnie jak na wariatkę.- Znamy się? 
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Ona naprawdę mnie nie poznała? Co tu się dzieje?
-Jasmine, to ja.. Nati, twoja kumpela. 
-Coś Ci się chyba pomyliło, ja Cię nie znam!- Sięgnęła po jednego ze stojących tam drinków i odeszła ode mnie jak gdyby nigdy nic.
I znowu. Kolejny cios. Przymknęłam oczy, a z nich po raz drugi dzisiejszego wieczoru poleciały łzy. Wiedziałam, że jest pijana, ale nie sądziłam, że aż tak żeby nie poznać swojej przyjaciółki, którą zna od małego.. Oparłam się o stojący obok stół, podpierając się rękami. Miałam serdecznie dosyć tej imprezy i zaczęłam żałować, że w ogóle ruszyłam się z domu. Takie życie najwidoczniej nie jest dla mnie, ja powinnam siedzieć gdzieś daleko od ludzi w pokoju zamkniętym na klucz. 
-Tutaj jesteś.- Spojrzałam w prawo i ujrzałam podchodzącego do mnie Justina.- Martwiłem się już o Ciebie.. Hej co ty? Płaczesz?- Złapał moją rękę, którą zakrywałam lecące łzy i opuścił ją na dół.- Co się stało?
Machnęłam ręką ocierając kolejną łzę spływającą po moim policzku. 
-Odprowadzisz mnie do domu? Proszę..- Wyszeptałam cicho łkając. 
-Jasne, oczywiście, że tak. Chodźmy.- Położył rękę na moich plecach kierując nas w stronę drzwi. Wyszłam stamtąd jak najprędzej, nie chciałam dłużej tam przebywać. Stojąc już na dworze poczułam chłodny powiew wiatru otulający moją twarz. Odgarnęłam włosy na bok i podążyłam za Justinem, który otwierał furtkę. 
-Zimno Ci.- Spojrzał na mnie łagodzącym spojrzeniem.- Weź moją bluzę.- Ściągnął ją z siebie i założył kiedy nie zdążyłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
-Dzięki.. 
-Nie ma sprawy. To gdzie mieszkasz? 
-Niedaleko, kilka ulic stąd.- Uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę. 
-Tak w ogóle to.. Jestem Justin. Przepraszam, nie przedstawiłem się. 
Nie chciałam zdradzać mu tego, że wiem jak się nazywa, bo mogło to by być niezręczne. Pomyślałby, że jestem jakąś wariatką, która ma na jego punkcie świra. 
-Natalia. Ale.. Mów Nati. 
Uśmiechnął się do mnie ukazując przy tym szereg swoich śnieżno białych zębów. Cholera, on był w każdym calu taki perfekcyjny, zdawało mi się to być niedopuszczalne, no bo.. Jak można być tak idealnym? Jeśli chodzi oczywiście o wygląd zewnętrzny. 
-Przepraszam, że spytam, ale... Dlaczego wtedy płakałaś? Nie znalazłaś przyjaciółki? 
-Nie, nie.. Znalazłam ją, ale ona...- Urwałam i na samą myśl o jej zachowaniu zrobiło mi się na nowo smutno.- Strasznie się spiła i nie mogła mnie poznać.. 
Chłopak zatrzymał się ze zdziwienia i wpatrywał się we mnie, myśląc, że był to żart z mojej strony. 
-To.. To straszne, przykro mi.- Wybełkotał po chwili ciszy i znów zaczął iść. 
-Nie musisz.. Okej, tutaj mieszkam, to..- Odwróciłam się w jego stronę chcąc rzucić chociażby jakiś sztuczny uśmiech, ale nie udało mi się. Wszystkie wydarzenia z dzisiaj nie pozwoliły mi na to.- To cześć, dzięki, że mnie odprowadziłeś.- Nacisnęłam klamkę od drzwi. 
-Spoko.. Tak, to cześć.- Machnął ręką i udał się w drugą stronę, a ja po chwili weszłam do środka. 
Rodzice Jasmine na moje szczęście spali, bo nie wiem co by było gdyby dowiedzieli się, że do domu odprowadził mnie jakiś obcy chłopak w czasie kiedy ich córka ostro baluje, udałam się więc po cichu na górę, weszłam do łazienki i zamknęłam się na kluczyk. 
Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam w lustro, wyglądałam okropnie. Na twarzy byłam cała czarna od tuszu, który rozmazał mi się pod wpływem łez, a oczy były całe czerwone i spuchnięte od płaczu. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego Justin wciąż się do mnie uśmiechał, kiedy ja wyglądałam jak strach na wróble. 

*Oczami Justina*
Wybrałem numer do Ryana, nie byłem pewny czy ode mnie odbierze, ale chciałem chociaż spróbować. Ku mojemu zdziwieniu udało mi się do niego dodzwonić.
-Gdzie jesteś? 
-Na imprezie, wszędzie Cię szukam! Ty mi lepiej powiedz gdzie ty jesteś!- Próbował przekrzyczeć tłum nastolatków, ale średnio mu to wychodziło. 
-Ja idę już do domu, wiesz, sprawy z rodzicami.. 
-Jasne, jasne. Lepiej powiedz mi gdzie Cię tak nagle wywiało. 
-Emm..- Zacząłem się jąkać.- Wyjaśnię Ci wszystko jutro, na razie.- Nacisnąłem czerwoną słuchawkę kiedy byłem już pod drzwiami swojego domu. 
-Co to się stało, że wróciłeś przed czasem?- W progu przywitała mnie moja mama, która najwidoczniej czuwała kiedy wrócę. 
-No cóż.. Chciałem być grzecznym synkiem.- Zaśmiałem się.- A teraz pozwolisz.. Chcę się wykąpać. 
-Dobrze dobrze, idź. Justin.. 
-Tak?- Odwróciłem się na schodach, nasłuchując o co chciała zapytać. 
-Piłeś coś?
-Nie.- Sam zdziwiłem się swojej odpowiedzi, niemożliwe było to, że ja- Justin Bieber nie wypiłem nic na domówce. Ale mimo to mogę stwierdzić, że to był jeden z moich najlepszych dni w życiu.
-Okej... - Mama wróciła się do kuchni dając mi nareszcie wolność. 
Wszedłem do pokoju, wyciągnęłam z szafy czyste bokserki i poszedłem do łazienki. Przeczesałem dłonią włosy i rozebrałem się. Szybko wszedłem pod prysznic i pozwoliłem ciepłej wodzie spłynąć po moim ciele. Czułem, że tego mi było trzeba. Mogłem się rozluźnić i przemyśleć wszystko po swojemu. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie dziewczynę- Nati. Miała takie cholernie piękne oczy, w które mógłbym wpatrywać godzinami i na pewno by mi się to nie znudziło. 
-Cholera! Justin! Co ty wygadujesz..- W moich myślach jakby pojawił się mały diabełek, który był przeciwny temu żebym się zakochał. Potrząsnąłem głową otwierając szeroko oczy i wróciłem do rzeczywistości. 

Końcówkę trochę schrzaniłam, ale się już spieszyłam, bo mi mama zrzędzi żebym kompa wyłączyła XD przepraszam :* 


piątek, 19 kwietnia 2013

Chapter three

*Oczami Justina*
Za godzinę zaczynała się impreza, a ja przez cały dzień przeleżałem na łóżko i nie wychodziłem z pokoju. Nie miałem zbytnio humoru, więc miałem nadzieję, że to wieczorne wyjście jakoś to poprawi. Choć w sumie najlepiej poprawiłby mi humor powrót dziadka, ale to niestety niemożliwe. Tak, możecie się śmiać, ale to dlatego mój dzisiejszy dzień wygląda tak jak wygląda. Ale chyba nie ma nic dziwnego w tęsknocie za własnym dziadkiem? Jeśli komuś się to przytrafiło, pewnie zrozumie. Ale nie będę się teraz rozczulał nad swoim życiem, najwyższa pora w końcu się ubrać, nie pójdę tam przecież w samych bokserkach. Zwlekłem się niechętnie z łóżka i podszedłem do szafy. Było tak jak przewidywałem, w środku panował totalny chaos. Nie należałem do porządników i często wrzucałem wyprane ubrania tak po prostu na odwal się. W końcu jednak zdecydowałem się na biały t-shirt i niebieskie dżinsy, wciągnąłem wszystko na siebie, przeczesałem włosy i w zasadzie zostało mi tylko poinformowanie rodziców, że wychodzę. Nie wiedziałem czy im się to spodoba, ale jakoś będą musieli to przetrawić, w końcu nie wychodziłem nigdzie od dwóch tygodni. Poza tym nie jestem dzieckiem, nieraz chodziłem na takie zabawy, nic złego mi się stać nie może. 
-Wychodzisz gdzieś?- Usłyszałem surowy głos matki, kiedy sięgałem po swoją czarną skórzaną kurtkę. 
Odwróciłem powoli głowę i próbowałem zachować się spokojnie, by jak zwykle się z nią nie pokłócić.
-Tak. 
-O której wrócisz? 
-Boże... Mamo. Wciąż te same pytania... Nie wiem!- Krzyknąłem wyraźnie poirytowany jej troską. 
-Widzę Cię w domu o 2 jasne?- Uniosła brwi do góry patrząc na mnie poważnie.
Już chciałem zacząć odpyskowywać, ale zdałem sobie sprawę, że to niewiele da, a wręcz przeciwnie- skończy się na tym, że wcale nigdzie nie wyjdę. 
-Z kim idziesz?- Moja mama najwidoczniej chciała dalej bawić się w mini detektywa. 
-A z kim mogę iść? Z Ryanem i Johnnym... 
-Mhm... I co będziecie tam robić? 
-Mamo! 
Rzuciła mi groźne spojrzenie, ale nareszcie dała sobie spokój, odwróciła się na pięcie w stronę dużego pokoju, a ja spokojnie wyszedłem przed dom czekając na swojego kumpla. 
Nie trwało to długo, jedną z zalet Ryana była właśnie punktualność, którą strasznie w nim ceniłem, nie lubiłem zbyt długo czekać na ludzi. 
-Cześć stary.- Rzucił z daleka na co ja podszedłem już trochę bliżej. 
-Siema.- Przybiłem z nim piąteczkę, śmiejąc się pod nosem.
-To co, idziemy? 
-Ma się rozumieć. 
-Johnnego znów nie będzie.- Ryan przerwał panującą między nami chwilową ciszę. 
Wywróciłem oczami na samą myśl o tym, że pewnie Jego rodzice znów nie pozwolili mu wyjść, był rok młodszy od nas i ciężej było mu się gdziekolwiek wyrwać tym bardziej, że jego matka i ojciec twierdzili, że mamy na niego zły wpływ. Jak to kiedyś wykrzyczeli mi prosto w twarz "nasz syn przy tobie zrobił się strasznie chamski, nie tak go wychowaliśmy". Mhm... Stuprocentowa kulturka na pewno przez nich przemawia. A to ja narzekam na swoich rodziców. 
-A co z tą całą dziewczyną? Wymyśliłeś już jak ją poznać?- Spytał przyjaciel, kiedy prawie byliśmy pod domem organizatorki imprezy. 
Zdziwił mnie tym pytaniem, bo przez to całe zamieszanie z wyjściem, przez tą całą tęsknotą za dziadkiem zupełnie zapomniałem o osobie, która według Ryana zmiękczyła mi serce. Tak naprawdę nie wymyśliłem nic, nie będę planował nic specjalnego, bo wtedy nic z tego nie wychodzi. Najlepiej działać już, natychmiast, taki tryb życia prowadzę. 
-Wiesz.. Miejmy nadzieję, że zaszczyci nas dziś swoją obecnością tutaj.- Ryan zapukał do drzwi, a za chwilę otworzyła nam wysoka blondynka i wpuściła nas do środka. 
Od razu rozejrzałem się dookoła szukając Natalii, ale na pierwszy rzut oka nie widziałem jej. Szczerze to nawet nie wierzyłem zbytnio w to, że ją tu spotkam. Nie wyglądała mi na typ imprezowiczki, ale kto wie, pozory mogą mylić. 

*Oczami Natalii*
-Wyluzuj się Nati... Ślicznie wyglądasz, naprawdę wszystko będzie okej, jasne?-Jazzy stanęła przede mną łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
Nie odpowiedziałam jej, tylko lekko się uśmiechnęłam. Za bardzo nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, ale jedno było pewne- muszę zacząć się bawić jak na 18-latkę przystało, a tego wieczoru miałam zamiar zacząć realizować ten plan. Tak po prostu chciałabym przez te parę godzin zapomnieć o wszystkich smutkach w moim życiu i robić to na co mam ochotę. To był mój dzisiejszy cel. 
-Dobra, chodźmy już lepiej. - Pociągnęłam przyjaciółkę za rękę kiedy zdałam sobie sprawę, że stoimy w miejscu już od paru minut. 
Co prawda nie wiedziałam dokąd iść, ale Jasmine za chwilę przejęła stery i prowadziła. Cóż, mogę stwierdzić, że dom tej dziewczyny nie znajdował się daleko od naszego, zaledwie kilka ulic dalej. 
-Gotowa zmierzyć się z tyloma ludźmi?- Jas zaśmiała się pod nosem klikając w dzwonek domu. 
Wywróciłam zabawnie oczami i pokazałam jej język chcąc zachowywać się jak najbardziej naturalnie. Za moment wpuściła nas do siebie organizatorka uśmiechając się szeroko na nasz widok.
-Jazzy, fajnie, że wpadłaś.- Pocałowała ją w policzek, spoglądając na mnie.- A my się chyba nie znamy? Jestem Tini.- Dziewczyna podała mi swoją dłoń.
-Tak, cześć. Jestem Nati, miło poznać.- Skinęłam lekko głową ciepło się uśmiechając.
-No to zapraszam do środka.- Wskazała kciukiem na otwarte drzwi, przez które było już widać zgraję bawiących się nastolatków. 
Kiedy weszłam do środka zaparło mi dech w piersiach. Ta dziewczyna miała naprawdę wykopany w kosmos dom. A był taki wielki, że spokojnie zmieściłaby się w nim cała szkoła, i tyle chyba było tu ludzi.
-Poradzisz sobie?- Jasmine podeszła do mnie i położyła mi rękę na plecach.- Chcę iść się ze wszystkimi przywitać.
-Jasne, idź.- Nie zwróciłam na nią zbytnio uwagi, bo skupiałam się raczej na rozglądaniu się dookoła.
-Szukasz kogoś?- Spytała zauważając moją dekoncentrację. 
-Coo? Ja? Nie... Kogo niby miałabym szukać?- Machnęłam ręką na lewo i uniosłam brwi do góry.
-Hmm... No nie wiem... Może Justina?- Skrzyżowała ręce na piersi i przeniosła ciężar swojego ciała na prawą nogę przyglądając mi się z uwagą. 
-Przestań Jazzy... On mnie nie obchodzi okej?- Skłamałam, ale nie chciałam, by myślała, że ten chłopak mnie intrygował. Wczoraj już wyraźnie dała mi do zrozumienia to, że jest zwykłym chamem i nieuczuciowym kolesiem. 
-Jak chcesz. Ale pamiętaj, że ja Cię ostrzegałam!- Pokiwała mi palcem przed nosem i za chwilę znikła z mojego punktu widzenia zatapiając się w tłum tańczących dzieciaków. Nalałam sobie soku do szklanki próbując się trochę wyluzować, bo czułam się lekko skrępowana kiedy zostałam tak zupełenie sama na lodzie.
-Cześć śliczna.- Poczułam na swoich biodrach ręce oplatające mnie dookoła. 
Odwróciłam się gwałtownie w stronę tej osoby. Przede mną stał wysoki chłopak z lekko opuszczoną na bok grzywką i ze zniewalającym uśmiechem.
-Emm.. Hej?- Odpowiedziałam nieśmiało ściągając ze mnie jego ręce.
-Jestem Chris. Przepraszam...- Spojrzał na ręce odsuwające go ode mnie.- Nie powinienem. 
-Nie szkodzi....- Zaczerpnęłam powietrza czując jak moje policzki się rumienią, ja przecież tak dawno nie gadałam z żadnym chłopakiem.- Jestem Nati. 
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę nie zrywając z twarzy tego swojego łobuzerskiego uśmieszku, kiedy spytał, czy z nim zatańczę. Na początku lekko się zmieszałam, nie wiedząc, czy to wszystko wytrzymam. Bo jak dobrze zauważyliście, jestem dosyć nieśmiała. Po chwili zastanowienia zdecydowałam się jednak mu potowarzyszyć, do odważnych świat należy, prawda? W tle leciała piosenka ,,That should be me" jakiegoś amerykańskiego piosenkarza, szczerze naprawdę lubiłam tę piosenkę. Chłopak imieniem Chris złapał mnie lekko w pasie i przyciągnął do siebie poruszając mną w rytm lecącej muzyki. Nie bałam się Go tak jak na początku kiedy do mnie podszedł, teraz wydawał się być taki delikatny, czuły, jakby stworzony wprost dla mnie, ale nie miałam zamiaru robić sobie jakiejkolwiek nadziei, bo według mnie to strasznie dziecinne. Spotka mnie taki los jaki zaplanował dla mnie Bóg.
-Pójdziemy się przejść?- Chris złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy.
Wiedziałam, że nie powinnam się zgadzać. Tutaj byliśmy otoczeni przez tylu ludzi, że czułam się trochę bardziej komfortowo, a poza tym... Tak naprawdę wcale Go nie znałam i tak od razu mam z nim gdzieś wyjść o tej porze? Pewnie odmówiłabym gdyby nie te jego hipnotyzujące spojrzenie, które rzuciłoby na kolana każdą dziewczyną. Za chwilę wyszliśmy już na zewnątrz, nie wiedziałam dokąd mnie prowadzi, ale na szczęście nie było to daleko, zatrzymaliśmy się parę metrów dalej tak jakbyśmy znajdowali się w ogrodzie Tini. Wokół nas panowała głucha cisza poza muzyką, którą było słychać z domu. Znów poczułam to dziwne skrępowanie, które często przejmowało nade mną kontrolę. Nienawidziłam tego, chciałam to kontrolować i pozbyć się tego uczucia, które często wszystko psuło. Zaczęłam się lekko niepokoić, chciałam wracać do środka, ale chłopak ścisnął mnie mocno za rękę i oparł o duże drzewo rosnące na środku podwórka.
-Teraz już nie wrócisz.- Widziałam jak figlarnie się uśmiechnął i przygryzł swoją dolną wargę.
Serce przyspieszyło bicie, a ręce zaczęły mi się pocić. Dlaczego ktoś miałby mi rozkazywać co mam robić? To nie w porządku, ale on nie widział w tym nic złego. Nagle poczułam Jego chłodne dłonie pod swoją podkoszulką, na samo to uczucie zaczęłam się nerwowo kręcić co doprowadziło Go do szaleństwa, zaczął strasznie się denerwować i kazał się uspokoić. Boże, nie. To nie mogło się dziać naprawdę. Właśnie po raz pierwszy od dwóch lat wyszłam do ludzi i od razu ktoś musi mnie krzywdzić? Nie tak to sobie wyobrażałam! Jedyne czego pragnęłam to wrócenie do domu i zapomnienie o całej tej sytuacji. Chris zaczął się do mnie przybliżać, tak jakby chciał mnie pocałować, nawet nie pytając mnie o zdanie. Cóż, nie miałam nic innego do zrobienia, musiałam zacząć krzyczeć, choć nie byłam pewna, czy ktoś usłyszy mnie przez tę muzykę. Miałam rację, krzyknęłam raz i nic, krzyknęłam drugi raz- także nic. Wszyscy w środku świetnie się bawili, a do mnie przystawiał się jakiś debil, którego nie chciałam już znać.
-Zostaw mnie! Rozumiesz?!- Krzyczałam ile sił w gardle próbując wydostać się z jego objęć, ale na marne. Chłopak miał naprawdę mocny uścisk. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku, nie chciałam płakać, nie chciałam pokazać jaka jestem słaba. Ale niestety, rzeczywistości nie da się ukryć.
-Proszę...- Wyszeptałam przez łzy lecące teraz z moich oczu jak szalone.
Zaśmiał się na moją prośbę pod nosem i przywarł swoje usta do moich, odepchnęłam go mocno od siebie, ale jak zwykle zrobiłam to nie myśląc o konsekwencjach. Co ja sobie myślałam? Że jak go uderzę to da mi spokój? Jak zwykle, naiwna ja... Kiedy Chris nachylał się nade mną, by pocałować mnie drugi raz coś Go powstrzymało, upadł nagle na ziemię łapiąc się nerwowo za głowę.
-Zostaw ją cwelu!- Ktoś wykrzyczał mu to prosto w twarz co poskutkowało, bo chłopak bez żadnego zająknięcia wstał i wycofał się szybko z powrotem do środka. Kamień spadł mi z serca kiedy zobaczyłam, że w końcu znika mi z oczu.
-Nic Ci nie jest, wszystko ok?- Wybawca podszedł do mnie i pomógł wstać z ziemi, na którą upadłam parę chwil temu.
Nie widziałam Jego twarzy, nie widziałam kto to, ale byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że uratował mnie przed tym frajerem. Otarłam policzki całe zalane od łez, a na mojej twarzy pojawił się na nowo lekki uśmiech. 

Mało trochę akcji w tym rozdziale, ale nadrobi się to w kolejnym ;) Przepraszam za to, że tak długo nic nie dodawałam, ale tak to niestety będzie, bo w tygodniu rodzice niezbyt są zadowoleni z tego, że siadam do kompa... ;x No a żeby napisać nowy rozdział trzeba trochę posiedzieć, prawda? + Jak już mówiłam wcześniej, dziękuję za te słowa, które piszecie, to takie miłe, kiedy wiem, że ktoś to jednak czyta i kogoś to interesuje ;) !